Quantcast
Channel: Дочки –Матери
Viewing all 95 articles
Browse latest View live

Jak na Sylwestra znowu przekonałam się, że kocham szalonych Rosjan

$
0
0

02.01.2016, Moskwa. Szczęśliwego Nowego Roku Wam wszystkim!

Dzisiaj na mojej stacji metro Południowo-Zachodniej (Jugo-Zapadnaja, czerwona wietka) pachniało watą cukrową. Czułam się tak, jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżała na dłużej. Gdyby nie brak tłumów spieszących do pracy, pewnie wysiadłabym jak zwykle na stacji Park Kultury, żeby biec do następnego wagonu, a potem jeszcze ciemną o świcie ulicą iść do ponurego biura Rot Frontu.

Pojechałam jednak do Ochotnego Riadu podziwiać świąteczne centrum Moskwy. Najpierw kupiłam na wyprzedaży skórzane, solidnie ocieplane rękawiczki i czapkę z woalką. Zeszłej zimy marzyłam o takiej, ale wydawała mi się za droga. Teraz wszystko wydaje mi się tanie, ze względu na kurs i na to, że znowu zarabiam w złotówkach. Też u cukierników :)

2016-01-02 15.23.23

Przy stacji metro Ochotnyj Riad

 

Manieżnaja Płoszczad'

Manieżnaja Płoszczad’

2016-01-02 15.24.52

Zegar odmierzający czas do piłkarskich mistrzostw świata

 

2016-01-02 15.26.26

Marszałek Żukow na swoim miejscu

 

Moskwa na mój przyjazd jak na zamówienie sypnęła śniegiem i mrozem (dziś było co prawda tylko minus 14 stopni). Mroził też Dmitrow i Dubna, gdzie spędziliśmy Sylwestra. To był mój pierwszy Sylwester w Rosji. Zawsze na święta uciekałam do domu, do Krakowa, tym razem na odwrót. Kupiłam czerwoną sukienkę i ciemnozłote szpilki, na które rosyjska koleżanka z Dmitrowa popatrzyła z powątpiewaniem. – Natasza, ja idę w kozakach, przecież od podłogi będzie zimno. Ja z kolei ze zdziwieniem omiotłam spojrzeniem jej gołe ramiona i przepastny dekolt. Nie wiadomo, kto wybrał prowincjonalny klub w Dubnie na imprezę i z jakiej przyczyny. Miasto jest niezwykle urokliwe i leży nad Wołgą w jej najszerszym miejscu, jednak po ciemku i tak nic nie było widać. A może chcieli, żebym poczuła prawdziwe rosyjskie noworoczne klimaty? Nie zawiedli się. Było wspaniale i tak właśnie, jak wyobrażamy sobie Rosję regionalną. Aż głupio mi było robić zdjęcia, żeby ktoś nie pomyślał, że się wyśmiewam. To była typowa impreza śmietanki dubnowskiej, która mieszka niedaleko stolicy i marzy o światowym życiu. A więc te wielkie dekolty i kozaki za kolano. Błyszcząca biżuteria, piękne długie paznokcie bez wyjątku, wizyta u fryzjera dla pań była obowiązkowa. Część panów w garniturach, część w swetrach. Kilkoro dzieci. Zespół, pięknie wykonujący Last Christmas po rosyjsku. I animatorki organizujące przednie i przaśne zabawy, nie gorsze od tych na polskich weselach. Stół mnie lekko rozczarował brakiem słynnej sałatki Olivier, ale i tak uginał się od pysznego jedzenia. I od wszelakich trunków, rzecz jasna (za 4.000 rubli na osobę, czyli już raczej mniej niż za 200 zł, były 3 dania ciepłe: żulien i do wyboru ryba lub kotlet po kijowsku, trzeciego nie doczekałam, 2 szampany, 2 wina, 1 wódka i 1 koniak. I mors – napój z czerwonych owoców.)

Nadeszła północ. I teraz słuchajcie uważnie. Kluczowym elementem o północy było przemówienie Władimira Putina, którego wszyscy na sali uważnie słuchali, nawet jeśli myśleli sobie różnie. A że myśleli różnie, dało się zauważyć zaraz za chwilę, kiedy zagrano hymn Federacji Rosyjskiej. Połowa gości siedziała i jadła! Również połowa naszego 4-osobowego stolika, i to nie byłam ja. Uważam, że podczas każdego hymnu należy stać, choćby z szacunku dla symboli innego państwa. – Tylko, że to nie jest tak do końca nasz hymn, nam go narzucono. Tu pewnie są ludzie z innych republik, a dla wielu prawdziwy hymn odszedł wraz ze Związkiem Radzieckim. Hm, a ja pamiętam czasy na początku lat 2000, kiedy radziecki hymn był popularny jako dzwonek w telefonie. Wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce? – Natasza, tu jest wszystko bardziej skomplikowane niż myślisz…

A nazajutrz - leczenie śmietaną i samogonem

A nazajutrz – leczenie śmietaną i samogonem

Poza tym wybawiłam się i wytańczyłam setnie. Choć imprezę opuściliśmy przedwcześnie z powodu zabawnego, z lekka politycznego incydentu. Przyleciałam 31.12. i byłam  w trybie polskiego czasu. Szepnęłam Miszy na ucho, że dla mnie Nowy Rok nadejdzie o 2-giej i może by mi jakąś piosenkę z tego powodu zamówił. Na przykład Annę German, którą lubimy oboje, jak i większość Rosjan. Tymczasem tuż przed drugą trwała w najlepsze zabawa z animatorką. Misza i Siergiej byli już z lekka podpici i nie zważając na moje protesty, poszli obaj zamawiać dla mnie muzykę. Nie wiem, co powiedzieli didżejowi, ale mogę sobie to wyobrazić. Nagle animatorka ogłosiła: – Proszę państwa, jest tu dwóch Polaków, którzy twierdzą, że dopiero teraz nadchodzi Nowy Rok. Kto się z tym zgadza, niech wstanie! Po takim dictum nie wstał nikt, szczególnie ja. Wyobraziłam sobie, co by było w Polsce, gdyby dwóch rzekomych Rosjan chciało wprowadzić swoje porządki. I wtedy Siergiej, który jest 100-procentowym nacjonalistycznym Ruskim, obraził się śmiertelnie na porządki w klubie. I zarządził odwrót. I wyszło na to, że dwóch Polaków demonstracyjnie opuściło trwającą w najlepsze zabawę sylwestrową, a towarzyszyły im piękne i ciche rosyjskie dziewuszki. Jedna w złotych szpilkach, druga z dekoltem po pas. Ciekawe, czy Wiadomości z Dubny o tym napiszą…

Dwóch obrażonych "Polaków"

Dwóch obrażonych „Polaków”

A że jestem tu jeszcze parę pięknych i mroźnych dni, to spodziewajcie się wkrótce kolejnego wpisu.


Salut, Moskwa

$
0
0

Zdecydowaliśmy się pomieszkać parę dni w hotelu Salut w południowo-zachodniej Moskwie. Nadeszły mrozy, a wyjątkowo atrakcyjne promocje zachęcają do unikania uciążliwych wciąż dojazdów z Nowej Moskwy. Za 3 doby w 2-osobowym pokoju klasy biznes wyszło 405 zł, przez kurs rubla Moskwa stała się bardzo dostępna dla turystów.

Gostinica Salut - polecam!

Gostinica Salut – polecam!

Hotel Salut widziałam wiele razy, dojeżdżając do stacji metro Jugo-Zapadnoj, widnieje na nim wielki napis Tropariowo, oznaczający dzielnicę, a teraz już i kolejną stację metro. Historia tego monumentalnego przybytku jest niezmiernie ciekawa. Został on zbudowany, jak wiele innych hoteli, z okazji sztucznej Olimpiady 1980 roku (ta z miszką). Olimpiada została zbojkotowana przez państwa zachodnie ze względu na wprowadzenie radzieckich wojsk do Afganistanu. My pamiętamy ją bardzo dobrze ze względu na słynny gest Kozakiewicza, który wygrał wtedy skok o tyczce z Konstantinem Wołkowym.

Олимпиада'1980

Оlimpiada’1980

Władza radziecka potrzebowała bardzo reklamy i realizowała ją między innymi poprzez zapraszanie zachodnich piosenkarzy na uroczyste otwarcia hoteli (a jeździli chętnie, pieniądze nie śmierdzą). Salut zbudowano z wielkim rozmachem. Ma 24 piętra i fasadę z kamieni jak forteca. Na parterze, obok złotych fontann, znajduje się 7 restauracji, klub fitness z basenem, sauny itp. I wszystkie czynne do tej pory, choć podczas naszego pobytu na 1500 pokoi zajęliśmy dopiero 114-sty z rzędu. Misza od razu na recepcji spytał panienkę, czy zna Joe Dassina; a jakże, znała tę historię dobrze. Ja co prawda mam wątpliwości, czy Dassin, wzięty w latach 80-tych francuski piosenkarz, śpiewał akurat tutaj, ponieważ w europejskiej sieci nie ma o tym mowy, a runet wspomina o występach w hotelu Kosmos w 1979 roku. Faktem jest jednak, że Dassin wykonuje przepiękną pieśń Salut (Cześć albo Priwiet) gdzieś tutaj, w tej żywej do dziś, kapiącej od złota i przestrzeni scenerii.

Joe Dassin z Ałłą Pugaczową

Joe Dassin z Ałłą Pugaczową

Z Saluta blisko do centrum, tylko parę stacji metro do Cerkwi Chrystusa Zbawiciela, czy urokliwych Worobiowych Gór, czy Placu Czerwonego, czy wreszcie do znanego ośrodka wystawienniczego na Krasnej Priesni. Na osiedlu obok (to generalnie dzielnica bloków) znajduje się dom z pamiątkową tablicą, informującą, że w tym właśnie bloku kręcono kadry kultowego noworocznego filmu Szczęśliwego Nowego Roku z Barbarą Brylską (Ironia sudby ili s legkim parom).

Moskiewskie lokum Żeni Łukaszyna z Ironii sudby

Moskiewskie lokum Żeni Łukaszyna z Ironii sudby

Z sąsiedniego wielkiego pawilonu handlowego do dziś nie zdjęto szyldu Moda Polska, choć w środku znaleźć można między innymi Patrizię Pepe i Giorgio Armaniego, a mody polskiej nie zauważyłam wcale. W ZSRR to było znane miejsce polowań na ciuchy i kosmetyki z Polski. Ustawiały się kilometrowe kolejki złożone w dużej mierze z mieszkańców dalszych regionów, przebywających w Moskwie w delegacji. Ze stacji Jugo-Zapadnoj jeździły busy oznakowane Moda Polska, tak jak teraz kursują autobusy Auchan. Ktoś chyba później zapomniał zmienić nazwy…

Moda Polska - wejście wygląda teraz dokładnie tak

Moda Polska – wejście wygląda teraz dokładnie tak

IMAG1197 (1)

Historyczny już napis

 

Joe Dassin wykonuje jeszcze jedną wspaniałą piosenkę – Jeśli nie byłoby ciebie… I z nią będzie mi się już zawsze ten post-komunistyczny Salut kojarzyć.

13 dziwnych profesji w Rosji

$
0
0

Na całym świecie istnieje masa dziwacznych zawodów. Wszyscy chyba słyszeli o słynnym Sekserze, czyli osobie, która segreguje płeć kurczaczków. A Sprzedawca Marzeń funkcjonuje chyba w każdym kraju… Ja na przykład nie muszę u niego kupować, ale widocznie jest zapotrzebowanie.

W Rosji aż roi się od niespotykanych profesji czy też cudnych nazw stanowisk. Kiedy dawno temu zaczęłam swoją przygodę ze wschodem, dziwiła mnie pozycja Ekonomisty (1. экономист). Ulokowany w księgowości albo poza nią, bezpośrednio pod Generalnym, odpowiada za to, żeby działalność firmy była… ekonomiczna czyli się opłacała. Liczy ceny, sprawdza koszty. Z czasem zapewne awansował na kontrolera finansowego.

O Generalnym też warto powiedzieć kilka słów. Dyrektor Generalny (2. Генеральный Директор, z szacunku również cyrylicą napiszę z dużej litery) to bóg, bez niego nic nie może się stać. Tak jak prezes w Polsce. Bardzo chciałam zasmakować uroków tego stanowiska i takie zaoferowano mi w Mołdawii. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że wg rumuńskich i mołdawskich przepisów to najwyższe stanowisko nazywa się … Administrator. Takie przyziemne. W Rosji w pierwszej spółce byłam dyrektorem operacyjnym z uprawnieniami generalnego, który rezydował w Polsce. I nie mogłam się przyzwyczaić do szerokich kompetencji. Próbowałam zarządzać nie siłowo. Prawniczka co jakiś czas przypominała mi z zakłopotaniem, że tak nielzia i że jako gławnyj muszę to i to.

karykatura gm

W kolejnym postradzieckim molochu, w którym pracowałam, stanowiska dziwne funkcjonowały w liczbie wprost proporcjonalnej do liczby pracowników, a tych było kilkanaście tysięcy. Tamtejszy generalny wstydził się, że jest ich tylu i zabraniał pokazywać tę cyfrę w prezentacjach eksportowych. Wiele nie mogę napisać, bo obowiązuje mnie wciąż tajemnica, powiem tylko, że nie zdziwiłabym się, gdyby utrzymywali na kilku etatach Wąchaczy Jajek (3. to brzmiało jakoś Запаховед, choć nie jestem pewna). Tak, tak, jest to oficjalnie zarejestrowana i bardzo dobrze płatna pozycja, spotykana przede wszystkim w zakładach cukierniczych, gdzie do produkcji używa się jaj. No i trzeba jakoś sprawdzić ich świeżość, a przecież maszyna tego nie zrobi lepiej niż człowiek.

Wśród oficjalnie zarejestrowanych zawodów w Rosji mamy takie kwiatki:

4. выгребальщик костров – Wygrzebujący Ogniska, ale jakie i gdzie?

5. инженер-лесопатолог – hm, to chyba Inżynier Patologii Lasów, cóż w kraju, który z powodu swojego zalesienia stał się eldorado dla Ikei, nie powinno to dziwić.

6. красильщик карандашей – Malarz Ołówków

7. монтировщик скелетов мелких животных – Montażysta Szkieletów Drobnych Zwierząt

8. испытатель бумажных мешков – Tester Worków Papierowych

9. комплектовщик белья – Kompletujący Bieliznę (jak najbardziej występuje w branży bieliźnianej)

10. менеджер по влажной уборке помещений – Menedżer ds. Sprzątania na Mokro. Co ciekawe, nie znalazłam odpowiednika do spraw sprzątania na sucho.

11. контролер кинозала – Kontroler Sali Kinowej. Wchodzi sekretnie podczas seansu i liczy widzów.

Dziesiąty zawód jest szczególnie popularny w branży hotelarskiej. A skoro już przy niej jesteśmy, to nie mogę pominąć słynnej etażowej (12. dziś nazwalibyśmy ją Menedżerem Piętra w hotelu). Panie te spotyka się do tej pory w regionach. Kontrolują papierową przepustkę, czy trafiliśmy na właściwe piętro, mają do zaoferowania herbatkę i samogon, nocą dziewczyny do towarzystwa (ale to wiem od kolegów, mnie mężczyzn nie oferowały). No i wiadomo, że są przedłużeniem dobrze trzymającej się bezpieki. A i pokój skontrolują przy wyjeździe. Kiedyś mieszkałam w „apartamencie” złożonym z dwóch pomieszczeń, w jednym z nich królowały baterie szklanek, kieliszków i sztućców wszelakiego sortu, na łyżeczkach do tortów kończąc. Długo trwało, zanim etażowa nie policzyła przy wyjeździe, czy nie przywłaszczyłam sobie któregoś widelca.

I właśnie w hotelu Salut w styczniu tego roku zaznajomiłam się z nowym zawodem. Otóż na menu w restauracji każda strona podpisana była: Kalkulator (13) Kriukowa L.P. i parafka.

I każda strona w menu opieczętowana przez Panią Kalkulator

I każda strona w menu opieczętowana przez Panią Kalkulator

Pytam Miszy, co to znaczy- kalkulator z nazwiskiem? – No zawód taki widocznie.A czym się zajmuje?Chyba o ceny dba.

czy Pani Kalkulator Kriukowa siedzi tam w głębi za komputerem?

czy Pani Kalkulator Kriukowa siedzi tam w głębi za komputerem?

Tajemnicę szybko odkryliśmy. Misza zauważył promocję – 3 drinki Martini w cenie 2. Oczywiście skorzystał, ale jako miłośnik slow life zamawiał sobie po jednym. Kiedy przyszło do płacenia, rachunek opiewał na 3 drinki. – Jak to – oburzył się – a promocja?Słuchajcie, nie powiedzieliście, że zamawiacie w promocji. Trzeba było od razu 3 zamówić. A tak, to my inny guzik w komputerze nacisnęliśmy i już się nie da odkręcić.

- Widzisz – stwierdził ironicznie Misza – to już wiesz, czym zajmuje się w Rosji Kalkulator.

 

 

 

 

Sklepy Jelisiejewa

$
0
0

W Moskwie na reprezentacyjnej ulicy Twerskiej znajduje się luksusowy sklep Jelisiejewa. Właściwie są to delikatesy, przy których polska Alma to dyskont, a rosyjska Azbuka Vkusa też nie wydaje się specjalnie droga. Nigdy do niego nie pojechałam, bo nie miałam takiej potrzeby, ale będę musiała to nadrobić, bo ten sklep to małe muzeum zarazem i przybytek niebywały. A przekonałam się o tym, spacerując ostatnio w Petersburgu po Newskim Prospekcie. Nagle zauważyłam przepyszne witryny z ruchomymi kukiełkami, z lekka potworkowatymi. – Czy to muzeum lalek dla dzieci? – spytałam Miszy. Właśnie minęliśmy kilka muzeów czekolady z podobnie zachęcającymi wystawkami. – No coś ty, przecież to historyczny sklep Jelisiejewa. Weszliśmy i oboje oniemieliśmy… Na półkach i ladach leżały takie cuda, o których nam się nie śniło. Wszelkie dobra importowane, szynki parmeńskie i combry z francuskiej dziczyzny, sery dojrzałe i dojrzewające – żadne sankcje, jak widać, nie mają tu zastosowania. Ale też na przykład prześliczne ciasteczka i torciki, wyroby własnej cukierni. Za równie zadziwiające ceny.

Fasada sklepu w Petersburgu

Fasada sklepu w Petersburgu

I jego witryna

I jego witryna

Całkiem niedawno, bo 5 lutego minęła 115 rocznica otwarcia w Moskwie „Sklepu Jelisiejewa i piwnicy rosyjskich i zagranicznych win„. Piotr Jelisiejew był pańszczyźnianym ogrodnikiem grafa Szeremietiewa. Pewnego razu wyhodował tak smaczne truskawki, że zachwycony graf wyzwolił go i pomógł zorganizować mu sklepiki. Jelisiejew wykorzystał tę szansę, a jego punkty handlowe zaczęły szybko zarabiać na siebie. I to do tego stopnia, że dzieci ogrodnika stały się milionerami.

Portret założyciela

Portret założyciela

Dzieło Jelisiejewa z sukcesem kontynuował wnuk Grigorij. Sieć sklepów przynosiła 250 tys. rubli dochodu rocznie, co stanowiło ogromną kwotę. Flagowy „Sklep Jelisiejewa i piwnicę rosyjskich i zagranicznych win” otworzono na ulicy Twerskiej, w kamienicy kupionej od książąt Wołkońskich. Kamienica ta, podobnie jak dom w Petersburgu, sama w sobie stanowi pomnik architektury w stylu neo-baroku.

Sufit

Sufit na Newskim

Jak w muzeum

Jak w muzeum

Matrioszka wita

Matrioszka wita

Sklepy posiadały 5 oddziałów: gastronomicznych towarów kolonialnych, kryształów Bakkara, bakaliowy, cukierniczy i owocowy. Oczywiście również piwnicę z winami i własne zakłady produkcyjne.

Sklep w Moskwie

Sklep w Moskwie

Mieszkańcy obu stolic mogli nabyć tu francuskie trufle, ostrygi i oliwę z oliwek, a do nich najlepsze rosyjskie szynki, białe i czerwone ryby, kawior, herbaty, kawy, wino i kakao. Sklep  od początku oferował towary wyłącznie luksusowe, dla najbogatszych klientów.

Zakazane oficjalnie prosciutto - 27 zł za 100g

Zakazane oficjalnie prosciutto – 27 zł za 100g

Czarny kawior

Czarny kawior

Kawiarenka

Kawiarenka

Po rewolucji delikatesy znacjonalizowano i nadano im proletariacką nazwę Gastronom nr 1 (ale jednak – numer 1), choć nikt tak ich nie nazywał. Towaru nigdy nie zabrakło ani w Moskwie, ani w Petersburgu (Leningradzie). Jak wspominają świadkowie z , nawet podczas blokady Leningradu, kiedy ludzie cierpieli straszliwy głód, u Jelisiejewa było wszystko. Ciepło, syto, personel w firmowych fartuszkach, bez kolejek…  Po wojnie sklepy były obiektem wycieczek z całego Związku, bo też mało kto mógł sobie pozwolić na zakupy. Ale popatrzeć każdemu wolno. Oprócz godzin wyznaczonych dla klientów specjalnych (mieli talony lub przepustki).

Rybny oddział w latach 50-tych

Rybny oddział w latach 50-tych

To nie owoce - to cukierki

To nie owoce – to cukierki

Torcik

Torcik

Czekoladowy pantofelek

Czekoladowy pantofelek

I inne ciasteczka

I inne ciasteczka

Teraz sklepy Jelisiejewa zarządzane są przez spółkę akcyjną, której udziałowcem jest znana sieć handlowa Ałyje Parusa.

Jeśli chcecie znaleźć się w gastronomicznej Rosji carskiej i zakupić pierożek za 100 zł, czy choćby pamiątkę w stylu kapiącej od złota matroszki – zajrzyjcie do Jelisiejewa. Zapłacić, rzecz jasna, możecie kartą kredytową.

 

 

Gogol – straszna historia zasłyszana w Skt. Petersburgu

$
0
0

Walentynki już tradycyjnie spędziliśmy w Sankt Petersburgu. Kocham Moskwę, ale nie ma ona w sobie tej aury tajemniczości, którą emanuje Piter. Zima jest w nim surowa i mroźna albo wilgotna i wietrzna, jednak nic nie odbierze uroku tej Wenecji północy. Choć wg mnie miasto bardziej niż Wenecję przypomina holenderski Amsterdam.

Marińskij Teatr w Petersburgu

Marińskij Teatr w Petersburgu

Przez stare ulice Petersburga wciąż można przechodzić bez wielkich obaw, że zostanie się zmiecionym przez pędzące żyguli lub wypasione bmw, z tej prozaicznej przyczyny, że są węższe niż moskiewskie, a i aut jakby mniej. Zawsze myślę sobie, ileż to ludzi zostało pogrzebanych podczas budowy stolicy Piotra Wielkiego, który umyślił sobie postawić perłę architektury na bagnach. Cóż, zwycięzców się nie sądzi, przynajmniej w Rosji.

pamiątka powodzi z 1824

Pamiątka powodzi z 1824

Piękne petersburskie kamienice kryją w sobie niejeden mroczny sekret. W tym roku zamieszkaliśmy w hotelu Gogol, nad kanałem Gribojedowa. Naprzeciwko naszego hotelu stoi dom, w którym podobno Dostojewski napisał Zbrodnię i karę, a parę kroków dalej jego bohater Raskolnikow zarąbał siekierą staruszkę.

dost tabl

dom raskolnikowa

W Petersburgu pełno Stołowych czyli stołówek szybkiej obsługi, gdzie za 12 zł można zjeść 3-daniowy obiad (zwłaszcza przeliczając przez aktualny kurs rubla do złotówki). W Moskwie już się praktycznie takich nie uświadczy.

20160213_145946

Pielmieszki w stołowoj

Upodobaliśmy sobie stołówkę naprzeciwko domu, w którym zabito lichwiarkę Alonę. Przewijało się przez nią mnóstwo interesujących typów. Na ścianie tego dość prymitywnego przybytku wisi znak naszych czasów – wielki płaski telewizor. Transmitowano na żywo mityng amerykańskiego senatora Kerry’ego, który opluwał Rosję i Putina, bo to jest modne, a jakiś genialny symultaniczny tłumacz przekazywał te mądrości po rosyjsku. Przyszła spracowana korpulentna kobieta, która z apetytem pochłaniała barszcz ze śmietaną i z równym zainteresowaniem wpatrywała się w ekran. Kolejne towarzystwo niezmiernie nas ucieszyło, bo był to prawosławny batiuszka z młodszym kolegą i starszą mateczką. Wszyscy w długich workowych szatach, przepasani sznurkami, mateczka z zakrytą głową. Pop wszystkim zarządzał, brał tony jedzenia, flirtował z kucharkami. Potem wszyscy zasiedli i konsumując, bez komentarzy wysłuchali fragmentu mityngu. A na koniec przyszedł… sam Raskolnikow. Przynajmniej my sobie tak wyobraziliśmy. Blady, chudy i nerwowy student w wyświechtanym czarnym ubraniu, który w spowolnionym tempie spożywał stołówkowe potrawy. Na koniec skrupulatnie zawinął w serwetkę drożdżówkę. Był bardzo nerwowy. – Jak myślisz, gdzie schował siekierę? – spytałam Miszy. – Mam napisać dla Klubu  Polek na Obczyźnie straszną historię. Wiesz, takie projekty mamy.To napisz o patronie naszego hotelu, Gogolu. Gdyby żył w naszych czasach, pewnie wziąłby do grobu komórkę.

Nikołaj Wasiliewicz Gogol

Nikołaj Wasiliewicz Gogol

Nikołaj Gogol, wybitny rosyjski pisarz (urodzony w powiecie połtawskim, pisał po rosyjsku, ale mówił zawsze po ukraińsku, ciekawe dlaczego na półkach w ukraińskich księgarniach i bibliotekach figuruje jako pisarz zagraniczny…), był wielkim dziwakiem. Schorowany, rozedrgany psychicznie, skrywający kompleksy, chorobliwie ambitny. Kiedy skrytykowano jego pierwszą wydaną powieść, skupił wszystkie egzemplarze i je spalił. Powtarzał to kilka razy (spalił drugą część Martwych dusz, biblii rosyjskiego narodu). Podobno do końca życia pozostał prawiczkiem. W kontaktach z płcią przeciwną nie pomagała mu fizjonomia, a szczególnie wyjątkowo długi nos. Kiedy w rozmowie Gogol chciał zadziwić słuchacza, tak ten nos wyginał i zakręcał, że jego koniuszkiem dotykał dolnej wargi.

Chorowity pisarz jeszcze przed czterdziestką zaczął szykować się na śmierć. Znajomi wiedzieli, że lunatykuje i zapada w letargiczne śpiączki. Dlatego bardzo obawiał się, że go pochowają za życia. W swoim testamencie napisał: Życzę sobie, żeby mojego ciała nie grzebać dopóki nie zacznie się rozkładać. Przypominam o tym, ponieważ już nieraz w chorobie traciłem świadomość, serce i puls przestawały bić. 

Gogol długo chorował przed śmiercią, nie jadł (przyjmował lekarstwa), kładł się do łóżka w ubraniu i butach. Nie dawał się dotykać. Kiedy kilka dni leżał w moskiewskim mieszkaniu na Nikitskim Bulwarze bez oznak życia, przyjaciele i lekarze zdecydowali, że pisarz nie żyje. Miał zaledwie 42 lata.

Nagrobek Gogola na Cmentarzu Nowodziewiczym

Nagrobek Gogola na Cmentarzu Nowodziewiczym

W 1932 roku cmentarz przy Klasztorze Daniłowskim likwidowano, Gogolowi i paru innym „szczęśliwcom” przyznano kwatery na prestiżowym Cmentarzu Nowodziewiczym. Po otwarciu trumny ujrzano szkielet w dziwnej pozycji, rozcapierzone palce. Wieko było całe zadrapane.

Czy spełniła się największa trauma Nikołaja Wasiliewicza i pochowano go za życia?

Czekolada Alonka

$
0
0
Słodycze w Rosji to rzecz kultowa. Produkuje się je bez przerwy, nawet podczas wojen i rewolucji. Przyznałam się już kiedyś, że pracowałam w firmie Objedinionnyje Konditiery, holdingu zreszającym słynne fabryki Krasnyj Oktiabr, Babajewskij i Rot Front. Dojeżdżałam ponad 2 godziny do biura Rot Frontu na stacji metro Pawieleckaja (kolcewaja) i drogi do fabryki nie można było pomylić ze względu na kuszący zapach czekolady. Na parterze biura mieści się muzeum, w którym można dowiedzieć się wiele na temat historii fabryk i ich kultowych marek: czekolady Alonki, granatowych bombonierek Wdochnowienie (natchnienie) z baletnicami Teatru Wielkiego, Tulskich pierników i innych słodkości.
Natchnienie - ten produkt wprowadzaliśmy na eksport pod nazwą Art Passion

Natchnienie – ten produkt wprowadzaliśmy na eksport pod nazwą Art Passion; jest przepyszny – o wiele lepszy niż Ferrero Roche

W 19-tym wieku największym słodyczowym rosyjskim imperium rządził Aleksiej Abrikosow. Produkował niesamowite karmelki: Szyjki Rakowe (Rakowyje Szejki), Gęsie Łapki (Gusinyje Łapki)  i Noski Kacze (Utinyje Nosiki), a także galaretki owocowe Lilliput.

gusinyje lapki

Gęsie Noski

Rakowe szyjki

Rakowe Szyjki

 Top 12 Russian sweets

Tulski piernik – wg mnie toruńskie są o wiele smaczniejsze

Bardzo popularne były też owoce w czekoladzie, sekretnie produkowane na wybrzeżu Morza Czarnego. Abrikosow stał się oficjalnym dostawcą carskiego dworu.

abrikos

Rewolucja nie wpłynęła na produkcję cukierniczą. Fabryka Abrikosowa została przemianowana na fabrykę Babajewską, a Rakowe Szyjki i Gęsie Łapki zalały cały kraj. Radzieckie wyroby czekoladowe były  tanie i fabryki nie nadążały z zaspokojeniem popytu, podobnie jak zresztą w PRL. Tabliczka czekolady (a jeszcze Babajewska zawierała indywidualnie pakowane czekoladowe paluszki) czy bombonierka stały się świetnym prezentem dla surowych sekretarek i urzędniczek i załatwiały niejeden biznes czy zwykłą ludzka sprawę. Lekarze dostawali dodatkowo w bonusie butelkę koniaku. Moja śp. Babcia nigdy nie przyzwyczaiła się do tego, że nie trzeba dawać i dziękować i jeszcze w późnych latach 90-tych przynosiła na rutynową wizytę lekarską czekoladę z orzechami (tę z okienkiem).

Czekoladki to wielka przyjemność

Czekoladki to wielka przyjemność

W połowie lat 60-tych rząd radziecki zarządził produkcję ogólnonarodowej czekolady, takiej, żeby wszyscy obywatele mogli sobie na nią pozwolić. I tak powstała kultowa Alonka. Wielkie emocje i ciekawość budził wizerunek dziewczynki na opakowaniu; plotka głosiła, że to córka kosmonautki, Walentyny Tierieszkowej, lub pierwszego człowieka w kosmosie, Jurija Gagarina. I faktycznie, nazwa czekolady to imię córeczki Tierieszkowej. Natomiast sama dziewczynka to zupełnie ktoś inny.

Praca konkursowa w projekcie Alonka

Praca konkursowa w projekcie „Alonka”

I jeszcze jedna

I jeszcze jedna

Państwowy przetarg wygrała fabryka Krasnyj Oktiabr, natomiast na wizerunek marki ogłoszono konkurs. Był pomysł na wykorzystanie znanego obrazu Wasniecowa Alonuszka. Szybko go jednak skrytykowano, bo – jakże tak – dzieciństwo w ZSRR ma być szczęśliwe i radosne, a dziewczynka na malowidle ma bose nogi… I przypomniano sobie o fotografii 8-miesięcznej córeczki innego malarza, Aleksandra Gierinasa, którą w 1962 roku zamieściło czasopismo Zdrowie. Elenie Gierinas zmieniono oczka z czarnych na niebieskie, buzię nieco wydłużono, dodano pucołowatości policzkom. A że ochrony praw autorskich jako takiej w ZSRR nie było, to Alonkę zaczęły wyrabiać wszystkie zakłady w kraju. W różnych zresztą wariantach.

"Alonuszka" z bosymi stopami

„Alonuszka” z bosymi stopami

alenka-02

Fotografia 8-miesięcznej Eleny Gierinas

 

alena

Lekki retusz

 

Klony Alonki

Klony Alonki

Mleczna czekolada Alonka zawojowała rynek i stała się ulubienicą dzieci i dorosłych. Przez jakiś czas na opakowaniu drukowano nawet wiersz radzieckiej uczennicy Jegorowej:

Każde dziecko cieszy się ze znajomości z Alonką, kupujcie, kupujcie czekoladę!

Познакомиться с Аленкой из детишек каждый рад
Покупайте, покупайте, покупайте шоколад!!

Czy Alonka jest smaczna? Rzecz gustu. W każdym razie kiedy przywiozłam ja do biura z ostatniej podróży do Pitera, zniknęła w ciągu jednego dnia.

Alonka worldwide

Alonka worldwide

Rozpad ZSRR zmienił wiele, ale Alonka pozostała i do dziś stanowi najbardziej znaną, symboliczną markę czekolady (aktualnie własność Obiedinionnych Konditierow). Występuje w różnych wersjach smakowych, z dodatkiem orzechów, migdałów, także jako cukierki. I patrzy na nas ze wszystkich rosyjskich półek. Ze względu na anachroniczny już wizerunek produkt jest zdecydowanie nieeksportowy. Ale i wśród rodzimych wyrobów znajdziemy takie – choćby batonik Danusia, stworzony podobno dla kochanki założyciela krakowskiego Wawelu. Tych design’ów zmieniać po prostu nie można.

Alonka i Elena

Alonka i Elena

Tymczasem w roku 2000 bohaterka z opakowania, Elena Gierinas, zwróciła się do sądu o wypłatę odszkodowania w wysokości 50 tysięcy płac minimalnych za wykorzystywanie i powielanie jej wizerunku. Jako dowód przedstawiając swoje własne zdjęcie z dzieciństwa. I sprawę… przegrała. Alonka stała się dobrem narodowym. Co prawda, Elena dostała jednorazowe odszkodowanie i zyskała sławę. Z wykształcenia farmaceutka (mieszka w Chimkach, dwoje dzieci), przekwalifikowała się na bibliotekarkę i jest regularnie zapraszana do różnych programów telewizyjnych, poświęconych czekoladzie.

A Alonka z opakowania czekolady żyje własnym życiem w internecie.

alenka_shokolad14

Niegrzeczna Alonka

alenka_shokolad7

Leonid Breżniew, czyli Lońka w roli Alonki

Ksenia Sobczak jako Alonka

Ksenia Sobczak jako Alonka – Tupaja Babionka (tępa baba)

12744153_779581958810632_8000161790139914263_n

Teraz też są Alonki!

 

za m.in. kulturologia.ru

Autobusem przez europejskie Wilno

$
0
0

Pozwalam sobie na wrzucanie czasem postów z podróży do innych krajów. Była już Białoruś, dzisiaj Litwa. Byłam tu wiele razy, ale zawsze służbowo. Dzięki temu liznęłam Kowna, Wilna, Kłajpedy i Palangi (to taki śliczny kurort nadbałtycki, w klimacie skandynawskim).

Dzisiaj nadaję z delegacji z Wilna, po ciężkim, ale owocnym dniu. Firma płaci za samolot (wielu pracodawców uznaje tylko podróż autem na Litwę, bo niby tak blisko, ale to jest przecież aż 800 km z Krakowa), przez co czułabym się niemoralnie, korzystając z taksówek na miejscu. Dlatego store check i spotkania robię z buta i komunikacją miejską; jest to nie tylko oszczędniej, ale i efektywniej. Kupuje się kartę na 24 godziny za niecałe 5 euro i można wielokrotnie wysiadać i wsiadać (trochę przeszkadza notebook i pakiet próbek, no ale to tak jak siłownia). Przy okazji, czego doświadczyłam w Moskwie, odkrywam uroki podróżowania z narodem. Zawsze zaobserwuje się coś ciekawego albo kogoś pozna. Do dziś żałuję, że w Kiszyniowie przejechałam się autobusem tylko raz. Aha, no i oczywiście kompletnie nie znam się na miejskiej komunikacji w Krakowie…

2016-02-24 16.39.22

- Bratan, witaj – mam wrażenie, że tu w Wilnie znają się wszyscy, bo chwilę wcześniej kierowca autobusu kiwał wesoło do przechodnia. Zażywny pan po 50-tce, nazwijmy go Iwan, stylizacja bojówkowo-młodzieżowa, dolny garnitur uzębienia złoty, obłapia nowego pasażera linii trolejbusa nr 18. – Czuwak, ty kuda propał? A, wyjeżdżasz. To obowiązkowo wódeczkę musimy strzelić. 200 gram, składamy się po połowie. A chwost (albo chłost – chyba chodziło o zakąskę) ty kupujesz, stoi?Dlaczego nie? słyszę typowo rosyjską odpowiedź jego towarzysza. – What is your name? This is Vilnius, a capital of Lithuania. – oświadcza nagle Iwan po angielsku, oślepiając mnie swoim złotym uśmiechem. Widocznie mój notebook robi wrażenie (i czapka, magiczna moskiewska czapka z woalką). Niestety nie jest w moim typie, więc udaję, że nie rozumiem.

2016-02-24 16.47.23

W Wilnie komunikacja jest świetnie zorganizowana, jest jednak parę problemów. Po pierwsze – język. Litewski to dla mnie czarna magia, a wymowa jest inna niż słowo pisane, przez co nie da się uniknąć pomyłek. Rozumiem, że nie chcą dorzucać rosyjskiego tłumaczenia, ale skoro euro wprowadzili, to angielski aż się prosi. Po drugie: zimno. W wileńskich autobusach jest tak zimno, że przy dłuższej podróży można zakostnieć. A przecież tylko 0 stopni na zewnątrz. Czy podczas mrozów też nie grzali? Dla porównania, w rosyjskich autobusach panuje upał aż do omdlenia (choć nie wiem, czy z powodu gorąca, czy zapachów, które ciepło uaktywnia).

Podczas trasy z lotniska do hotelu (autobus 3G, 30 minut, bilet 1 euro) zaskoczył mnie czerwony kasownik, jakby z innej epoki. Dla młodych: papierowy bilecik trzeba wsadzić do urządzenia i nacisnąć język. Powstają dziurki, które świadczą o legalności przejazdu. Potem widziałam je wielokrotnie, zainstalowane przy nowoczesnych skanerach i obok monitorów wyświetlających zazwyczaj reklamy.

kasownik

Czytałam, że w krajach nadbałtyckich skomputeryzowanie i internet są na najwyższym poziomie. Trudno w to uwierzyć, mając wszędzie problemy z połączeniem wi-fi (bo u nas może inne kody są? – odpowiedź w hotelu, gdzie 1,5h walczyłam o połączenie) albo widząc bardzo biednych ludzi na wileńskich osiedlowych przystankach, i te biedne babcie żebrzące pod supermarketami. Gdzie im do internetu? Oni nie mają na dentystę, a może i na jedzenie (ceny w EUR są bardzo wysokie, zwłaszcza przy obecnym kursie złotówki).

W Wilnie słychać oczywiście litewski, ale także często rosyjski i polski. Taki polski z cudownym zaśpiewem, tak jak moja Babcia mówiła. Bo w Wilnie mieszka wielu Polaków i czuć tu polski duch. Nie zapomnę, jak były klient handlowy, czysty Litwin z Kowna (Kaunas) mówił, że w Wilnie nie czuje się u siebie. Ja za to się czuję.

Litwo, Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie,

ile cie trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił.

Dziś piękność twą widzę w całej ozdobie, widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

Jeśli pomyłki, to wybaczcie, ale cytuję z pamięci, bo jestem z tego pokolenia, gdzie fragmentów Pana Tadeusza uczyliśmy się na pamięć.

2016-02-24 16.48.56

Praktycznie ze wszystkimi można dogadać się po rosyjsku, o ile ktoś akurat nie jest Polakiem lub nie zna polskiego. Mniejszy sąsiad, to polskiego się uczył, nie tak jak my… Jednak najmłodsze, nacjonalistyczne (bez podtekstów pejoratywnych) pokolenie 20-latków mówi tylko po litewsku, na Polskę patrzy podejrzliwie i zawzięcie uczy się angielskiego. To ostatnie rzecz chwalebna, ale odrzucanie rosyjskiego jest wielką szkodą. Chociaż widziałam i słyszałam wiele młodych osób mówiących rosyjskim językiem potocznym, ze szczególnym upodobaniem słowa blin jako przerywnik.

2016-02-24 16.49.06

Pomyliłam autobusy i znękana szukaniem znalazłam zajezdnię. Kierowca był chętny do rozmowy (rosyjski z wplataniem słów polskich) – Pani, kiedyś to my jeździli po całym świecie (sic! o Unio Europejska!). Do Uzbekistanu ja jeździł, handlował (handlował mówi po polsku), my tam żywność sprzedawali, a brali złoto. Złoto głównie do Moskwy wozili. I w Krakowie też był. A mój wnuk, 25 lat, jak próbuje mówić po rosyjsku, to śmiech bierze. Angielskiego się uczy i z nosem w tym smartfonie siedzi. Był w Europie, ale obłaści nie zna.

2016-02-24 16.49.22

Dzisiaj wieczorem poszłam do najbliższej pizzerii na spaghetti bolognese (promocja: 4,05 eur za małą porcję). Internet oczywiście nie działał, a kelner z nonszalancją oświadczył, że po rosyjsku nie mówi i generalnie niezbyt na mnie zwracał uwagę. Ale przecież po angielsku też umiem wyrazić dezaprobatę. – Z Polski jestem, naprawdę nie rozumiesz ani słowa po rosyjsku? – zmieszał się, ale patrzył kpiąco. – Znasz przysłowie, że język wroga trzeba znać? – Ja znam i angielski, i rosyjski. No tak mnie wzięło, jak starą ciotkę z PRL-u. A potem pomyślałam sobie, że jak gość przyswoi przysłowie, to i polskiego się wyuczy.

W każdym razie 2 euro napiwku wylądowało nie u niego w kieszeni, tylko u babuszki, żebrzącej pod pobliskim centrum handlowym.

2016-02-24 16.50.37

Wilno wg Wikipedii

Największe pod względem powierzchni miasto w krajach bałtyckich, 8 uniwersytetów, w tym Uniwersytet Wileński z 1579 roku; cenny zespół obiektów zabytkowych wpisany na listę UNESCO.

Wielki ośrodek religijny; ponad 40 kościołów rzymskokatolickich, w tym sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej, a także ok. 20 cerkwi prawosławnych, kościoły protestanckie, 3 synagogi żydowskie, kienesa karaimska, cerkiew staroobrzędowców i meczet (obecnie nieistniejący).

Wilno jest głównym ośrodkiem polskiej kultury i nauki na Litwie.

Wilno zamieszkuje ok. 527 tys. osób (2011), a skład narodowościowy mieszkańców w 2011 wynosił: Litwini 63,2%, Polacy 16,5% (co daje ponad 87 tys. Polaków w Wilnie); Rosjanie 12%; Białorusini 3,5%; Żydzi 0,4%; inne narodowości 4,4%.

5 światowych gwiazd z rosyjskim pochodzeniem, o którym nie mieliście pojęcia

$
0
0

Na fali niedawnej Oskarowej gali postanowiłam napisać o światowych gwiazdach z rosyjskimi korzeniami. Rosjanie, tak jak i Polacy, lubią twierdzić, że Hollywood zbudowali rosyjscy imigranci. Możemy dowolnie długo się z nimi spierać, ale to prawda, że podwaliny pod współczesny amerykański biznes filmowy położyli żydowscy emigranci z Polski, Rosji i ZSRR. Żeby uniknąć dyskusji na temat tego, czy Odessa przed wojną była rosyjska, czy ukraińska, albo czy mołdawski Kiszyniów to rosyjskie pochodzenie, postarałam się wybrać gwiazdy z pochodzeniem nie budzącym wątpliwości. A nie było to takie trudne, bo na I-sze miejsce bez wątpienia zasługuje tegoroczny zdobywca Oskara czyli

1. Leonardo di Caprio

Leo i jego rosyjski bliźniak

 

Leo nie raz przyznawał się do rosyjskich przodków. Jego babcia żyła w Permie i nosiła najpopularniejsze rosyjskie nazwisko Jelizawieta Smirnowa. Di Caprio cieszy się wielką sławą w Rosji i wszyscy kibicowali mu w kolejnym starcie do statuetki Amerykańskiej Akademii Filmowej. Dość wspomnieć kilka ru-memów, które towarzyszyły emocjom przed i po uroczystością. W ten ciężki dla Rosji czas – ważne, aby Di Caprio dostał Oskara (wpis na Twitterze). Powstania dikapristow nie budiet – rozchodimsia (analogia do powstania dekabrystów). Itd.

Leonardo nie ukrywa swoich rosyjskich sympatii i dobrze. Ogłosił już, że chciałby zagrać Putina, a także Stalina i młodego Lenina. Rosyjscy internauci w gifie dodali mu jeszcze… Rasputina.

Żarcik Ru Ministerstwa Kultury?

Żarcik Ru Ministerstwa Kultury?

Poza Rosją mało kto wie, że pod Moskwą Leo ma swojego sobowtóra. Chłopak nazywa się Roman Burcew, jest policjantem i mieszka w sąsiednim dla mnie Podolsku w Nowej Moskwie. Trochę się spasł, ale podobno zaproszono go teraz do nowego rosyjskiego programu o odchudzaniu. Kiedy już nabierze formy – to jeszcze zobaczycie!

2. Helen Mirren

Elena Lidia Wasiliewna Mironowa

Elena Lidia Wasiliewna Mironowa

Chciałabym w jej wieku wyglądać tak jak ona… Co za klasa! Nic dziwnego, to potomkini rosyjskiej arystokracji. Dziadek, Piotr Mironow, służył jako pułkownik w carskiej armii i podczas rewolucji wyemigrował wraz z rodziną do Wielkiej Brytanii. Elena Mironowa, jego wnuczka, zmieniła nazwisko na Mirren. Do arystokratycznych rosyjskich korzeni przyznaje się z dumą.

3. Steven Seagal

Steven Seagal z Pitera

Steven Seagal z Pitera

Ten aktor, reżyser, scenarzysta, bohater filmów akcji może pochwalić się irlanskimi, żydowskimi, mongolskimi i rosyjskimi przodkami. Widzicie chyba, jakie ma egzotyczne rysy. Jego rodzina ze strony ojca przeprowadziła się z Skt. Petersburga do USA, kiedy Steven był mały. Aktor z dumą mówi o swoim rosyjskim duchu, przyjaźni się z rosyjskimi imigrantami, jego żona mówi świetnie po rosyjsku.

Севастопол, 2014

Севастополь, 2014

4. Natalie Wood

natalie wood

Zapomniana, piękna gwiazda z lat 70-tych, o prawdziwym nazwisku Zacharenko, mówiła pięknie i po angielsku i po rosyjsku. Rodzice przenieśli się z Charkowa do Władywostoku, a potem do Chin i San Francisko. Córka inżyniera i rosyjskiej szlachcianki zaczęła grać w wieku 4 lat.

5. Natalia Wodianowa

Natalia_Vodianova_Cabourg_2013

No i wreszcie moja kolejna imienniczka, Natalia Wodianowa, urodzona w Gorkim (teraz Niżnyj Nowogród) jako Natalia Michajłowna Wodianowa. Teraz wzięta modelka (której fenomenu wielu rosyjskich mężczyzn nie może do dziś zrozumieć), dorastała w biedzie i dorabiała handlując z matką na targu. Natalia często bywa w rodzinnym mieście. Ostatnio zasłynęła awanturą z powodu autystycznej siostry, której miejscowy restaurator nie chciał na sali z powodu jej dziwnego zachowania. Bardzo chwalebne, choć może nie do końca trzeba było zwalniać faceta z pracy. A może trzeba było? I może inaczej się w Rosji nie da…

A o kim nie napisałam? Dalej mamy Milę Kunis i Natalię Portman (Kiszyniów), wielu urodzonych w Odessie (Kirk i Michael Douglasowie, Sylwester Stallone), Kijowie (Dustin Hoffmann) Millę Jowowicz (Czerniowce), Winonę Ryder (Horowitz) l Gwyneth Paltrow (Paltrowicz) z Mińska, Dawida Duchownego…

Mickey Rourke w t-shircie z Putinem (2014)

Mickey Rourke w t-shircie z Putinem (2014)

Wybór subiektywny, zdjęcia z netu


7 typowych rosyjskich gestów

$
0
0

Mowa ciała jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza od słów. Są gesty charakterystyczne dla danej kultury czy narodu. Rosyjskie gesty w większości są dla nas zrozumiałe, bo jesteśmy jedną słowiańską kulturą. Czy mielibyście coś do dodania do poniższej listy?

1. Drapać się po karku

Drapać się po karku

Drapać się po karku

 

Rosjanin drapie się po karku, kiedy ma jakieś złożone zadanie przed sobą. Chyba nie po to, żeby pobudzić krew, krążącą w mózgu. Jedna z wersji historycznych głosi, że jest to tajemny gest, wzywający praszczura rodu na pomoc. Gest do zaobserwowania również u innych nacji.

2. Rwać koszulę na piersi

Rwać rubachę na piersi

Rwać rubachę na piersi

Podobno była to kiedyś forma przysięgi, a starożytni Rosjanie (:) ) dowodzili tym gestem swoją przynależność do Cerkwi, wykonując znak krzyża na gołej piersi. Można zwyczaj ten powiązać również ze zdejmowaniem ubrania przez skazańca. Skoro robił to sam, to znaczy, że demonstrował swoją niewinność, gotów znieść każde tortury w imię prawdy. Taki zamysł, zdaje się, przyświecał też polskiemu Rejtanowi na słynnym obrazie Matejki.

3. Rzucać czapką o ziemię

Rzucać czapką o ziemię

Rzucać czapką o ziemię

Gest bardzo ekspresyjny, wyrażający desperackie postanowienie. Nakrycie głowy (podobnie jak i broda) symbolizowało godność i pozycję w społeczeństwie. Publiczne pozbawienie czapki uważano za ciężką obrazę. Takiej procedurze poddawano na przykład uporczywych dłużników. Rzucenie czapką o ziemię oznaczało gotowość mężczyzny do podjęcia największego ryzyka, nawet jeśli oznaczałoby ono utratę praw obywatelskich.

4. Bicie się pięścią w pierś

Bić się w pierś

Bić się w pierś

Gest wywodzący się z tradycji koczowników mongolsko-tatarskich, którzy w ten sposób przysięgali swojemu suwerenowi, podkreślając mową ciała swoją lojalność.

5. „Koza”

Koza

Koza

Znamy to charakterystyczne rozstawienie palców od tysiącleci, bo chronić nas miało od czarnej magii i złych duchów. Zabawa z dziećmi w rogatą kozę, kiedy dorosły udaje ją zginając środkowe palce ręki, miała odpędzić od potomstwa diabła. Na niektórych prawosławnych ikonach wyobrażony jest Chrystus i święci, wykonujący taki właśnie wieszczący gest.

6. Kukisz czyli polska figa z makiem (z pasternakiem)

Figa z makiem

Figa z makiem

Ten gest, wielce w Rosji zrozumiały (chociaż spotkałam się z twierdzeniem, że nie), przywieźli na wschód Niemcy, którzy wulgarnie (tak też ten gest jest postrzegany) przywoływali w ten sposób rosyjskie panny. A słowo figa wzięło się tu nie od południowego owocu, ale od niemieckiego fick-fick machen czyli robić bara-bara. Żelazne rosyjskie dziewice pokazywały to samo w znaczeniu kategorycznej odmowy. Z czasem gestem tym można się też było uchronić od nieczystej siły. Germańscy najeźdźcy, cóż, nie tylko u nas byli siłą nieczystą. A teraz podobno figi Niemcy nie rozumieją.

7. Pstryczek w szyję- typowo rosyjski!

Buchniom?

Buchniom?

Chyba domyślacie się, o co chodzi? O picie, rzecz jasna. Piotr I-szy nagrodził pewnego rzemieślnika dyplomem, który uprawniał do bezpłatnego picia we wszystkich knajpach. Ale, jak wiadomo, po pijaku papiery się gubią. Nagrodzonemu wycięto na szyi więc coś w rodzaju pieczątki. Kiedy teraz ów człowiek zachodził do karczmy, po prostu pstrykał palcem w pieczątkę.

Piotr Wielki generalnie miał fantazję. Oto ustanowiony przez niego medal za pijaństwo - można go samemu nabyć w Muzeum Wódki na Izmajłowie w Moskwie :) Mam taki.

Piotr Wielki generalnie miał fantazję. Oto ustanowiony przez niego medal za pijaństwo – można go samemu nabyć w Muzeum Wódki na Izmajłowie w Moskwie :) Mam taki.

W XIX wieku mówiono jeszcze o zakładaniu za krawat. Wymyślił to powiedzenie niejaki pułkownik Rajewski, znany hulaka. Kiedy przed I-szą wojną światową obowiązywała w Rosji prohibicja, nie było łatwiejszego sposobu porozumienia spekulantów ze spragnionymi wysokoprocentowych napojów. Do tej pory jest to najbardziej charakterystyczny gest dla mężczyzn, chcących się napić. Zamiast pytać kolegi, wystarczy pstryknąć się w szyję.

Są sytuacje, w których Rosjanie używają nieco innych gestów niż my. Na przykład, kiedy zatrzymują samochód na stopa, podnoszą rękę do góry. Są bardzo ekspresyjni! Podczas rozmowy Rosjanie przybliżają głowę do głowy rozmówcy, chcąc przyciągnąć jego uwagę, a do łokcia – kiedy chcą powiedzieć mu coś w sekrecie. 14 na 15 gestów wyrażających współczucie dotyczy dotykania ręki, nawet nieznajomego. Pisałam wiele razy, że Rosjanie się nie uśmiechają. Ale to najbardziej serdeczni ludzie na świecie. W gestykulacji używają zaledwie 5 nieżyczliwych gestów i ponad 20 sygnałów przyjaźni. Na minutę potrafią wykonać 40 gestów, co stawia ich co prawda w tyle za mieszkańcami Ameryki Południowej czy Włochami, ale na czele w Europie.

 

Źródło: 7 русских жестов
© Русская Семерка russian7.ru
Максим Десятников

Rysunki: Aleksej Gryszajew

Projekt dnia człowieka samotnego

$
0
0

 

 

piwowarow

 

W przedświątecznej gorączce wpadł mi w ręce, a w zasadzie w oko, „Projekt dnia człowieka samotnego” jednego z najdroższych obecnie rosyjskich artystów-non-konformistów, Wiktora Piwowarowa. Projekt wykonany za ciemnych (?) czasów radzieckich. To ten obrazek powyżej.

Z perspektywą Wielkopiątkowego urlopu spędzonego na:

- wizycie u lekarza (dawno odkładanej, bo nie mam czasu dojechać);

– wizycie z Mamą w banku (bo bank Mamy zamykają wtedy, kiedy mnie udaje się wyjść z biura);

– sprzątaniu i myciu okien (aż się święte postaci Wielkanocne w nich ukażą);

– malowaniu jajek – to akurat lubię, więc traktuję jako zamiennik do punktu poprzedniego, podczas którego można się zgrzać i przeziębić

oraz jako osoba z wyboru praktycznie samotna, a zdecydowanie bardziej samotnicza niż stadna, postanowiłam rozłożyć rysunek z zegarem na czynniki pierwsze.

Mój porządek dnia powinien wg Piwowarowa radzieckiego wyglądać tak:

7-7.30 – pobudka

7.30-8.00 – śniadanie

Faktycznie schodzi mi godzina, tyle, że od 06.30. Jest to wielki luksus w porównaniu z okresem sprzed półtora roku, kiedy wstawałam o 05.15, żeby przed 6.00 być na przystanku autobusowym w Marino Nowa Moskwa. Bez śniadania, bo kto by jadł o świcie. Za to teraz i fajkę elektroniczną zapalę, i mam czas na przeglądnięcie wszystkich nowości w necie, i wstawienie rosyjskiej krasawicy i matrioszki na fan-page. Organizm przyzwyczaja się szybko i bez budzika otwieram oczy tuż po szóstej również w weekend. Jaka diametralna zmiana w stosunku do czasów mołdawskich, kiedy z ledwością zdążałam na 9.00 do biura, oddalonego o 10 minut jazdy od ulicy Anestiade, mojego niezapomnianego adresu w Kiszyniowie. Albo w Moskwie na kontrakcie w zatopionym już Atlantiku, gdzie się dochodziło o 10 lub 11, żeby z dumą zamknąć biuro w ciemnościach.

8-11.00 – praca

W Moskwie, o której bym nie przyjechała, czas pracy zaczynał się o 9.00 i wcześniejszych minut nikt nie zaliczał. Ale co się dzieje o 11?  W dobczyckim biurze o 11 wszyscy, ciężko spracowani, myślimy już o obiedzie. Kto ma jabłko, banana, albo – na zgubę swoją – narkotyczne orzeszki, ten przeżyje do popołudniowego oblężenia mikrofalówki w kuchni. A tymczasem…

11-11.45 – a tymczasem 45 minut od 11-tej powinnam poświęcić na samotny spacer z myślami o tematach swobodnych. Idea ta podoba mi się bardzo.

Dalej praca do 14 i następnie obiad, co zazwyczaj udaje się szybko wykonać i co było święte zarówno w Moskwie jak i w Kiszyniowie. Pamiętam, że Mołdawianie, podczas podpisywania umów o pracę, najbardziej strzegli obowiązkowej godziny na obiad, który musiał odbyć się poza biurem, z nieodłączną kromką chleba nawet do makaronu czy kaszy gryczanej. W Moskwie też miałam tę obiadową godzinę wpisaną jako świętą do kontraktu. Wszystkie bary i restauracje oferują tam tzw. biznes-lancze czyli obiadowe zestawy dań za symboliczną cenę. Nie wiem, czy mołdawscy lub rosyjscy koledzy zrozumieliby pośpiech polskich białych kołnierzyków, którzy nie dojedzą, byleby z biura wyjść wcześniej. Albo słoikowe menu, kiedy zupę gotuję sobie wieczorem na 3 kolejne dniosłoiki. No cóż, wolę polskie obyczaje, choćbym potem miała w domu nadal odbierać służbowe telefony czy maile. Dom to dom.

18-18.45 zakupy spożywcze w sklepie

To akurat jest niezmienne, popatrzcie, od czasów radzieckich. Przynajmniej dla kobiet. I zawsze się coś przypomni do kupienia. A przez internet to najlepiej tylko zgrzewki wody mineralnej zamówić, bo po co dźwigać. Na Wielkanoc – majonez kielecki, bo pewny. Reszta – obejrzeć trzeba w sklepie (Biedronka, Lidl, ewentualnie Kaufland, zależy gdzie leży) i wyszukać okazję.

Następnie radziecki samotnik przygotowuje sobie kolację, którą spożywa do 19.30. I tu zgrzyt duży, bo człowiek nowoczesny musi odbyć płatny fitness, a przed fitnessem jeść można najpóźniej 1,5 godziny naprzód, co ciężko zaplanować, ale jakoś się udaje. Radzieckim było łatwiej o tyle, że fitnessu płatnego nie było, najwyżej gimnastyka korekcyjna. Bo mówię o zwykłych śmiertelnikach, a nie o uczniach szkół sportowych czy baletowych. W Nowej Moskwie chodziłam na fitness do Klubu Rai Sport w mieście Moskowskij, gdzie najpóźniejsze zajęcia zaczynały się o 22.30, wtedy, kiedy nasze krakowskie kluby powoli szykują się do snu. Popyt rodzi podaż, nigdy na odwrót.

19.30-21.30 spotkania i rozmowy z innymi samotnymi ludźmi

Hmm, skoro są samotni, to raczej nie spotykają się codziennie wieczorem na 2 godziny. W tygodniu raczej aktualnie niewykonalne. Pomijając niezliczone rozmowy z Angeliką na zestawie głośno mówiącym po drodze z pracy. A pracując w Moskwie, to o 21 docierałam do domu.

21.-21.30 herbata

Oto słynne rosyjskie picie herbaty. Osobna pozycja w terminarzu. Warte naśladowania, szczególnie z moim nowym czajniczkiem z Witka i herbatkami-podarunkami od dobrych koleżanek. I z moim nowym a la herbacianym hitem do picia – czystkiem.

21.30-22.00 tu trochę zamazane, ale, zdaje się, chodzi o obserwację przyrody układającej się do snu. No cóż, na przedwiośniu przyroda już dawno przed 21.30 się do snu ułożyła. W Nowej Moskwie, nie powiem, chodziliśmy nad staw. Ale to się nie liczy, bo mówimy o reżymie człowieka samotnego…

22-22.30 słuchanie nowości z kraju i ze świata

W zasadzie, żeby się nie denerwować, popieram tak krótki czas na tę czynność. Choć niekoniecznie przed snem. I w sumie po co, skoro rano wszystko mi serwuje Facebook i Twitter.

22.30-24.00 czytanie książek

Tak, tak, tak. Czasem później jeszcze i znowu zaburzam przewidziany Piwowarowym radziecki, całkiem rozsądny, porządek.

WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI!

Czerwone top modelki

$
0
0

Trochę się w Święta pochorowałam i postanowiłam obejrzeć świeży rosyjsko-ukraiński serial „Czerwona królowa” (Krasnaja korolewa) o życiu sławnej w latach 50 i 60-tych modelki radzieckiej, Reginy Zbarskiej. Tak mnie wciągnął, że w ciągu 2 dni zaliczyłam wszystkie 12 odcinków. Ostatnie były dość męczące ze względu na tragiczne losy Reginy, choć serial świetny. Dużo w nim mody, pięknych strojów (ponad 1000), urodziwych kobiet i swołoczy męskich. Reżyseria kobieca, bardzo udana.

kadr

Kadr z filmu – Regina i Lew

 

Zbarska była i jest postacią wielce tajemniczą. Nie wiadomo dokładnie, gdzie się urodziła, kim byli jej rodzice, gdzie tragicznie zmarła i została pochowana. Jej oficjalny życiorys zaczyna się w 1953 roku, kiedy 17-letnia Regina (a może Zoja?) przyjeżdża do Moskwy, żeby studiować fakultet ekonomiczny w Państwowym Instytucie Kinematografii. Przyjeżdża bądź z Leningradu, bądź z Wołogdy, a może z jakiejś dalekiej wsi. Śliczną dziewczynę wyłowiła z tłumu projektantka Wiera Arałowa z Domu Mody na Kuznieckim Moście. Regina szybko stała się gwiazdą wybiegu. Co to znaczyło w ZSRR, dowiedzieć możecie się z filmu. Niby wiele wiemy o tamtym okresie, ale niektóre epizody są po prostu szokujące.

Regina Zbarska

Regina Zbarska

Regina, z domu Kuzniecowa, wyszła za mąż za słynnego malarza, Lwa Zbarskiego, który, jak to w życiu bywa, szybko okazał się babiarzem i lekkoduchem. Dla mnie w filmie jego postać jest po prostu odstręczająca, co świadczy zresztą o kunszcie aktora, Artioma Tkaczenko. Sam Lew Zbarski umarł niedawno na raka w USA.

Artiom Tkaczenko, który w serialu pali jednego za drugim papierosa

Artiom Tkaczenko, który w serialu pali jednego papierosa za drugim -ależ musiał śmierdzieć

Lew Zbarskij

Lew Zbarskij

W filmie pokazany jest wątek słynnego pokazu Diora w Moskwie w latach 50-tych, w ramach rewanżu modelki radzieckie jadą następnie do Paryża, gdzie robią furorę, mimo wysiłków straszliwej naczelniczki oddziału kadr, byłej strażniczki z Gułagu (rewelacyjna Tatiana Orłowa).

Tatiana Orłowa jako straszna, ale nie taka do końca zła kadrowa

Tatiana Orłowa jako straszna, ale nie taka do końca zła kadrowa

Rzeczywiście Regina Zbarska zrobiła niesamowite wrażenie na zachodnich artystach i celebrytach tamtego okresu. Nazywano ją radziecką Sofią Loren i tajną bronią Kremla. Nie tylko piękna, ale inteligentna, wykształcona, znająca języki modelka, nie znalazła szczęścia w życiu osobistym. Podejmowała kilka prób samobójczych, następnie próbowała wrócić do zawodu, ale nie udało się. Ostatnia próba zakończyła się śmiercią.

Radziecka Sofia Loren

Radziecka Sofia Loren

Regina i młody Zajcew

Regina i młody Zajcew

Regina - chyba już po przejściach

Regina – chyba już po przejściach

Rolę Reginy odtwarza 23-letnia Ksenia Łukianczikowa i jest to wyjątkowo udany debiut kinowy tej młodziutkiej aktorki z Petersburga.

Ksenia Łukianczikowa

Ksenia Łukianczikowa

Ksenia Łukianczikowa

Ksenia Łukianczikowa

Główną konkurentką Zbarskiej była rosyjska Twiggy, czyli Gala Miłowskaja (jej postać pojawia się w serialu). Wyjątkowo chuda jak na ówczesne wzorce urody (42 kg przy 170 cm wzrostu) wystąpiła w nowatorskiej, zbyt szokującej jak na tamten system, sesji fotograficznej dla francuskiego Vogue.

Gala Miłowska - rosyjska Twiggy

Gala Miłowska – rosyjska Twiggy

Nie dość, że poza niedbała i wyzywająca, to jeszcze na Placu Czerwonym, na tle Kremla. Dodatkowo Gala wystąpiła kilka razy jako naga modelka body-art, co przypieczętowało koniec jej radzieckiej kariery. W 1974 roku wyemigrowała do Francji, gdzie została reżyserem i nakręciła m.in. film pt. Eti biezumnyje russkije….

No jak tak można...

No jak tak można…

Galina Miłowska

Galina Miłowska

Prawie pół wieku współpracowała z Zajcewem kolejna gwiazda mody, Walentyna Jaszyna, rosyjska Greta Garbo (faktycznie jej ojcem był Szwed).

Walentina Jaszyna - rosyjska Greta Garbo

Walentyna Jaszyna – rosyjska Greta Garbo

Jaszyna pod koniec kariery

Jaszyna pod koniec kariery

Ostatnim mężem Walentyny był wpływowy i bogaty Nikołaj Małachow, dyrektor moskiewskiego Domu Artysty. Zostawił jej w spadku majątek rzędu 5 milionów dolarów, lecz, nie wiedzieć czemu, modelka zmarła w biedzie.

Czytając o losach radzieckich maniekinszczic, natrafiłam też na sobowtóra Audrey Hepburn, czyli Lekę Mironową, pierwszą muzę Sławy Zajcewa; która jako nastolatka marzyła o zawodzie architekta.

Leokadia Mironowa - Audrey Heoburn z ZSRR

Leokadia Mironowa – Audrey Hepburn z ZSRR

Mironowa, wielokrotnie zapraszana na zagraniczne pokazy, była niewyjezdnaja, i musiała zadowolić się niesieniem piękna w Związku. Zarabiała 78 rubli, w tym czasie pensja sprzątaczki wynosiła 60 rubli, przy czym sprzątaczka mogła dorobić, a modelka nie.

Piękni i młodzi

Piękni i młodzi

W życiu prywatnym nie ułożyło jej się, przeżyła kilkuletni romans z nacjonalistycznie nastawionym Łotyszem Atanasem (co na pewno wpłynęło na zakaz wyjazdów), zainteresowanie wysokich urzędników ZSRR też okazało się bardziej kłopotliwe niż pomocne.

Leka Mironowa i Sława Zajcew

Leka Mironowa i Sława Zajcew w późniejszym okresie

Leka Mironowa i Sława Zajcew

Leka Mironowa i Sława Zajcew

Starsza Mironowa

Starsza Mironowa

Mironowa żyje dziś na obrzeżach Moskwy, dostaje skromną emeryturę i – raz na jakiś czas – daje się namówić na modelowanie. Chyba sporo wątków z jej życiorysu znalazło się w Krasnoj korolewoj, a może powstanie kiedyś odrębny film?

Źródło i zdjęcia: serial, runet, Cosmopolitan Russia, Marie Claire Russia

5 rosyjskich miast – bardziej amerykańskich niż myślicie

$
0
0

Po przeprowadzeniu się do Rosji dowiedziałam się o istnieniu rosyjskich miast, o których kompletnie nie miałam pojęcia. Jeździłam do Rosji już kilka lat, czytałam o niej, lubiłam ją, a jednak okazałam się wielką ignorantką. Nie wiedziałam na przykład, że jest sobie takie miasto Togliatii, o całkiem włoskiej nazwie, opodal Samary. Dawniej było Stawropolem nad Wołgą, a obecną nazwę zawdzięcza włoskiemu komuniście, który zmarł w Jałcie. Jest to najbiedniejsze miasto Federacji, a dodatkowo podobno bardzo niebezpieczne, jak twierdzi znajoma. Mnie Togliatti wydało się wyjątkowo urokliwe, kiedy obwożono mnie po nim samochodem jesienną porą.

Nie znałam też miasta Sterlitamak w Baszkortostanie i poznałam je dopiero podczas podróży do Ufy. Ba, nie wiedziałam, że stolicą Republiki Komi jest Syktywkar z dzielnicą Eżwa i że w tejże republice jest największe zagęszczenie miast o nazwach na literę Y. Ale chyba nie muszę się bardzo wstydzić. Wczoraj miały miejsce tzw. spontaniczne pytania do Władimira Putina i trzeba było najpierw zarejestrować się w systemie, żeby pytanie zadać. Podobno system odrzucił mieszkańca Ynty, jako pochodzącego z miejscowości nieznanej…

I oto niedawno przeżyłam kolejne zdziwienie po lekturze artykułu na portalu Russia Beyond the Headlines. Okazuje się, że w Petersburgu słońce świeci przez większą część roku, a Moskwa tak naprawdę ma niewiele mieszkańców… Tyle, że to Petersburg i Moskwa położone w … Stanach Zjednoczonych.

Tak, tak, w USA jest ponad 20 miast-bliźniaków rosyjskich metropolii i miasteczek.

1. Moskwa leży w Idaho i ze swoimi 24.000 mieszkańców jest jednym z liczniejszych ośrodków w tym stanie. Została założona jako Hog Heaven ze względu na żyzną ziemię. Przemianowano ją na Moskwę na cześć wcale nie rosyjskiej stolicy, tylko jeszcze jednej Moskwy z Pensylwanii. Domyślacie się, że w nazwach obu maczał palce rosyjski emigrant.

Moskwa Idaho

Moskwa Idaho

2. Słoneczny Petersburg to z kolei miasto na Florydzie. Założony w 1888 roku przez Piotra Dementiewa, arystokratę uciekającego przed surową sprawiedliwością caratu, ze względu na swoje rewolucyjne sympatie. Amerykański Petersburg jest całkiem spory – 250.000 mieszkańców, którzy, w przeciwieństwie do swoich pobratymców znad Newy, parasole noszą dla ochrony przed palącymi promieniami słońca.

petersburg floryda

Słoneczny Petersburg na Florydzie

3. Trochę bardziej podobny klimatycznie do swojego krymskiego odpowiednika jest malutki Sebastopol w Kalifornii. W czasie wojny krymskiej (1853-1856) Amerykanie widocznie sympatyzowali bardziej z Rosją niż z Anglią, Francją czy Turcją, głosi oficjalna strona miasta.

Witamy w Sebastopolu

Witamy w Sebastopolu

4. Są 2 Wołgi w USA: w Południowej Dakocie i w Iowa. W obu królują supermarkety, w przeciwieństwie do oryginalnej Wołgi z obłaści jarosławskiej.

A ta Wołga dość podobna...

A ta Wołga dość podobna…

5. Nie dziwię się też, że Amerykanie mają miasteczko Tołstoj, na wzór Tołstoja w obłaści lipieckiej. W końcu Wojna i pokój to arcydzieło na skalę międzynarodową. W rosyjskim Tołstoju funkcjonuje oczywiście muzeum na cześć wielkiego pisarza, który w pobliskiej wiosce Astapowo umarł na zapalenie płuc. W amerykańskim muzeum nie ma, ale możemy odwiedzić pocztę imienia Lwa Tołstoja, Kościół Adwentystów Tołtoja, szkołę oraz… warsztat naprawczo-usługowy.

tolstoj

Amerykański Tołstoj

 

Jaki ten świat ciekawy….

Źródło: Russia Beyond the Lines, runet i internet, i własne spostrzeżenia…

Jak święciłam jajka 1-go maja – refleksje

$
0
0

W tym roku prawosławna Wielkanoc przypada dzisiaj czyli 1-go maja. Zawsze z sympatią i ciekawością przyglądałam się obrzędom prawosławnym, choć tak po prawdzie niewiele o nich wiem. Zdałam sobie sprawę, że nas, katolików, wcale nie uczy się na religii odmienności i wspólnych elementów z innymi religiami. Ani ja tego nie doświadczyłam w salkach katechetycznych, ani mój syn w szkole. Przestałam chodzić na religię w trzeciej klasie liceum, ponieważ ksiądz katecheta większość lekcji poświęcał antysemickiej propagandzie. Nie żebym była jakaś pro-semicka, ale to, co głosił tamten pan, oburzało mnie jako człowieka. Potem miałam z tego powodu problemy przed ślubem i musiałam ekspresowo uzupełniać swoje religijne wykształcenie na kursach w Kalwarii Zebrzydowskiej. Usłyszałam od tamtejszego proboszcza, że jestem przypadkiem niebywałym, pierwszym w tym świętym mieście (wychowałam się w Gliwicach). No tak, mój pierwszy mąż bez problemu zaliczył maturę z religii, dotrwał do niej, grając z kolegami w karty w ostatnich ławkach. Historia powtórzyła się w nie mniej świętych Wadowicach, kiedy przeciwko zbieraniu punktów za spowiedź i zaliczanie rorat zbuntował się mój syn. Jemu było trudniej, bo ja musiałam się na to zgodzić oficjalnie. Szkoda, że nie było wtedy jeszcze smartfonów, bo opublikowałbym treść oświadczenia, które dostałam do podpisania, mniej więcej takiej treści: Zgadzam się, żeby mój syn nie kontynuował wychowania w wierze chrześcijańskiej, z pełną świadomością zezwalając na nieuczestniczenie w lekcjach religii itp. Mogłabym przytoczyć jeszcze kilka historii, które w rezultacie oddaliły mnie od Kościoła, w którym bywam kilka razy w roku, m.in. w Sobotę Wielkanocną.

Czemu teraz wylewam te żale? Wróciły wszystkie do mnie wczoraj, kiedy oczarowana atmosferą, w blasku świec stałam w Cerkwi pw. Zaśnięcia NMP w Krakowie. W Moskwie nie brałam udziału w prawosławnej Wielkanocy, a i nawet nie wiedziałam, gdzie w Krakowie jest cerkiew. Okazuje się, że mieści się ona w kamienicy na Szpitalnej 24 , z małymi przerwami od 1918 roku.

Cerkiew Zaśnięcia NMP w Krakowie

Cerkiew Zaśnięcia NMP w Krakowie

A znalazłam się w cerkwi za sprawą Wiktorii. To nasza nowa trenerka w fitness klubie, która pomaga mi uporać się z depresją ciała i duszy. Ma dwadzieścia kilka lat i pochodzi z białoruskiego Brześcia. Śpiewa jazz i prowadzi rewelacyjnego bloga Cooklikeme . W piątek zwierzyła mi się, że nie będzie mogła pójść z koszykiem na święcenie, bo ma tak zapełniony grafik pracy. I że już myślała o jakiejś koleżance-katoliczce, która by mogła pójść za nią… Wyobrażacie sobie, żeby jakaś katoliczka rozważała taką samą sytuację? Przecież my jesteśmy tak nietolerancyjni, żeby nam nawet w głowie to pewnie nie powstało. A tu Wiktoria taka zafrasowana… No to rzuciłam się z pomocą i jednocześnie podekscytowana, że wezmę udział w obrządku prawosławnym, bardziej zwyczajowym niż religijnym, więc tym bardziej.

Koszyk Wiktorii

Koszyk Wiktorii

Wiktoria nie zdążyła upiec kulicza, czyli tradycyjnej paschalnej babki drożdżowej, w którą wbija się świeczkę. I nie miała też koszyka. Po koszyk pojechałam do mamy. – Dziecko, przecież kolejna Wielkanoc dopiero za rok – stwierdziła mama – aaa, pewnie chcesz zrobić zdjęcie i posłać do Moskwy? – Nie, mamuś, to nie to – i szybko przedstawiłam plan. – No pewnie, że idź. Tylko serwetki trzeba byłoby odświeżyć. Babcia do końca życia obchodziła po cichu obie Wielkanoce. Bo moja babcia urodziła się w Kursku jako prawosławna, po wojnie wylądowała na Śląsku i zaczęła chodzić do kościoła. Twierdząc przy tym, że już przed wojną w Równem bardziej podobało jej się w kościele niż w cerkwi, szczególnie sypanie kwiatków na Boże Ciało. Niestety już nie wyciągnę od niej więcej sekretów….

Kupiłam mufinkę w Auchanie, bo wyglądem najlepiej udawała kulicz, owinęłam chustą głowę i stanęłam w cerkwi krakowskiej. Koszyk położyłam wśród innych, przed ołtarzem. Podobnie jak u katolików, były koszyczki symboliczne i obfite koszyska. Najbardziej spodobały mi się te z butelką wina – no bo przecież chleb i wino trzeba święcić tradycyjnie. Wyszedł do małej, ale zapełnionej po brzegi sali, młody batiuszka z krótką brodą. Pomodlił się z bardzo polskim akcentem, pobłogosławił i przypomniał, że post skończy się dopiero w niedzielę (u nas już można po święceniu).

Zrobiłam kilka zdjęć ukradkiem...

Zrobiłam kilka zdjęć ukradkiem…

- Proszę księdza, a ksiądz to chyba Polak? zagadnęłam go po obrzędzie. Nie wiedziałam, czy mam czekać, aż świeczka się do końca wypali, ale uspokoił mnie, że nie musi.- Tak, a wy skąd? No i tak sobie trochę pogadaliśmy, o kresach, o babci, o Wielkanocy, musiałam jednak się usunąć, bo ustawiły się do niego prawdziwe kolejki. Po błogosławieństwo albo żeby zwyczajnie pozdrowić ze świętem.

Wróciłam do domu i zaczęłam czytać o różnicach. I postanowiłam napisać ten post, choć myśli mam znacznie więcej.

Mam nadzieję, że Wiktoria była zadowolona z koszyczka na swoim świątecznym stole :)

Dieta Katarzyny

$
0
0

Długi weekend majowy powoli zmierza do końca. Chciałam najpierw wziąć cały tydzień wolnego, ale się nie udało. Podobno mój szef-  skadinąd genialny człowiek, przyznaję – słynie na cały Kraków z tego, że urlopów dawać nie lubi. Może to i dobrze tym razem, bo nie wiem już, co mogłabym wymyślić dla zabicia czasu.

Nie chodzi o to, że nie wiem, co zrobić z czasem wolnym. Mam, dzięki Bogu, kilka prawdziwych przyjaciółek w Krakowie i nie tylko. I przyjaciół męskich też, bo to jest możliwe (Marek S. – innym razem wyjedziemy!). I zawsze mam książki w zapasie. W ten majowy weekend zdążyłam już przeczytać Ginekologów Thorwalda i zadumać się nad bohaterstwem kobiet i lekarzy-pionierów, chcących je leczyć. Codziennie jakiś fitness, wieczorne Kazimierze (naprawdę nie możemy w Krakowie narzekać) i znowu pogrążyłam się w lekturze opasłej powieści od koleżanki (koleżanka jest prawdziwą starą krakowską inteligencją, okulistka, a jej mąż mówi po rosyjsku i się tego nie wstydzi). Autor Olgierd Śnierzewski, tytuł Zapach miasta po burzy. I najgorsze jest to, że ja ten zapach czuję. I tęsknię za Moskwą i Petersburgiem, bo tam głównie rozgrywa się akcja.

jestem w trakcie - zaurzeczona

jestem w trakcie – zaurzeczona

W ramach przerywnika poczytałam sobie dziś o diecie Katarzyny Wielkiej. Ta najwybitniejsza i moja ulubiona rosyjska caryca (tak, Niemka urodzona w Szczecinie, ale Rosjanka z wyboru) była genialna w każdym aspekcie. Czy wiecie, że na kolację zadowalała się jednym-dwoma jabłkami? A przecież nie było wtedy pojęcia diety odchudzającej. Co więcej, Katarzyna uwielbiała kiszoną kapustę pod każdą postacią (ja też). Nawet twarz obmywała sokiem z kiszonki, muszę to wypróbować. Kiedyś pokłóciła się z Mendelejewem i poszła do jego domu osobiście go przeprosić. Mendelejew zaoferował carycy skromną wieczerzę, tłumacząc się gęsto, że ma zaledwie kapuśniak i kaszę. Ale jej było w to graj.

Czy tak wyglądała jej wołowina?

Czy tak wyglądała jej wołowina?

Dzień zaczynała od niewiarygodnie mocnej kawy. 400g ziaren zalewano zimną wodą i następnie gotowano. Katarzyna wypijała kilka filiżanek diabelskiego naparu, inni musieli rozcieńczać go wodą. Do kawy migdałowe grzanki, mam przepis, jeśli ktoś reflektuje. Na obiad lubiła jadać duszoną wołowinę. Cały sekret tej wołowiny krył się w marynacie. Mięso nacierano olejem, goździkami, czosnkiem, czym tam jeszcze dysponowano w carskiej Rosji i odstawiano do chłodni na 3 dni. Potem dusiła się ta wołowinka we własnej marynacie w piecu czyli duchowkie. Do tego ogurczik, świeży lub  kiszony. Ach, zapomniałam napisać, że Katarzyna wstawała o 6 rano i sama rozpalała w kominku, a obiad planowała na 13. Jak miała chęć na coś egzotycznego, to proszę bardzo. Na przykład oczy jelenia w galarecie, smacznego.

Czajnyj (kofiejnyj) serwis Katarzyny Wielkiej

Czajnyj (kofiejnyj) serwis Katarzyny Wielkiej

Czytałam jej pamiętniki i wszystkim polecam. Polecam na przykład aspirującym liderom. To wielka lekcja determinacji i konsekwencji. Wiadomo, że w memuarach każdy przedstawia się w jak najlepszym świetle. Ale to nie ma znaczenia, zważywszy późniejsze dokonania Zofii ze Szczecina.

tę książkę również polecam

tę książkę również polecam

Miała też ta dziewczyna wielkie szczęście w życiu i zapewne niebywałą odporność fizyczną. Kiedy czytam o wyrywaniu zębów na żywca, to się wzdrygam. Bardzo współczuję jej też zimna w Pałacu Zimowym i nieustannej inwigilacji na każdym kroku. Współczuję również beznadziejnych miłości, aczkolwiek sądzę, że się na nie uodporniła, mając wyższy cel. W końcu zatriumfowała. Jakie to jest uczucie, zaofiarować byłemu kochankowi tron innego państwa? Z drugiej strony, Katarzyna była zależna od mężczyzn, tylko umiejętnie to wykorzystywała. Nic się do tej pory nie zmieniło. Tylko nie wszystkie to już umiemy. Niektóre ulegamy złudzeniom o partnerstwie czy bliskości dusz.

Katarzyna w kokoszniku

Katarzyna w kokoszniku

Dzisiaj Katarzyna przebiłaby Putina, Obamę i Kim Kardashian razem wziętych. Może nie była piękna, ale miała charyzmę i żelazną wolę. Była nieprzeciętnie inteligentna i lubiła się uczyć. A Rosją mogła rządzić tylko dlatego, że ją pokochała i zrozumiała. Mimo, że ta Rosja wielokrotnie ją odrzucała.

Zdjęcia: część z diletant.ru 

 

Przyjaźń na obczyźnie

$
0
0

 Dzisiaj post o przyjaźni, w ramach kolejnego projektu Klubu Polek na Obczyźnie http://klubpolek.pl/. Ja właśnie uciekłam ze wspaniałego spotkania z moimi krakowskimi przyjaciółmi, pełnego ciepła, pięknych zapachów i szumów podkrakowskiej wsi, dźwięczącego naszym śmiechem. Uciekłam za wcześnie, bo po raz kolejny poczułam tęsknotę za czymś utraconym, za czymś, czego oni nie zrozumieją, chociaż kocham ich bardzo i wiem, że oni akceptują mnie taką, jaka jestem. Uciekłam z tęsknoty za Rosją, żeby pobyć sama ze swoimi myślami i postami.

Emigracja wzbogaca, ale jednocześnie weryfikuje przyjaźnie. U mnie zweryfikowała dość boleśnie najbliższą mi przyjaciółkę ze szkoły.  Ale zacznijmy od tego, co to w ogóle jest przyjaźń. Przyjaciel to taka osoba, która nie musi stać zawsze koło ciebie, ale wiesz, że w biedzie możesz zawsze na nią liczyć. Sądzę, że są możliwe przyjaźnie damsko-męskie i śmiem twierdzić, że paru męskich przyjaciół mam.

Natomiast jeśli chodzi o przyjaciółki, to z tym na emigracji jest problem. Jest problem, żeby zaprzyjaźnić się z dziewczyną, kobietą innej narodowości. Bo co oznacza przyjaciółka? To taka osoba, przed którą nie wstydzisz się przyznać do swoich największych słabości i najgłupszych postępków, a ona cię nie skrytykuje, tylko wysłucha, kiedy trzeba, to pocieszy albo prostu pomilczy, pełna zrozumienia. I możesz z nią rozmawiać najpospolitszymi słowami, używając skrótów myślowych i kodów, tylko wam zrozumiałych. No właśnie. Nie da się nigdy, przenigdy wejść na taki stopień zrozumienia z Rosjanką, jak jest to możliwe z rodaczką. Mimo osławionej duszy słowiańskiej, wielu wspólnych momentów historycznych czy elementów kulturowych. Mówimy w innym języku i choćby człowiek nie wiem, jak był biegły w rosyjskim, to polegnie na najprostszych bon-motach. Z powodu wychowania, w szkole i w rodzinie, mamy inne podejście do wielu życiowych kwestii. O czym rozmawia się z przyjaciółką w wieku 30-40 lat? O dzieciach, o facetach, o pasjach (Bogu dzięki, jeśli takie są i jesteśmy na podobnym etapie życia), o sukcesach i porażkach w pracy, o modzie (buty!) itp.

Ja nie próbowałam się przyjaźnić z Rosjankami, ale wiele żon-partnerek mojego rosyjskiego faceta czyniło takie próby. Byłam dla nich atrakcyjna jako inostranka, tak, powiem to po raz kolejny, my Polacy, jesteśmy atrakcyjni i warci poznania dla Rosjan, którzy naprawdę odnoszą się do nas z sympatią.

Tylko ja je właśnie nie do końca rozumiałam, a one mnie. Mówiły na przykład: Ty jesteś zbyt dumna. Z mężczyznami trzeba inaczej. (= ty musisz pozbierać jego przysłowiowe skarpetki, bo inaczej Cię  opuści dla innej). W końcu my bez nich nie możemy żyć (sic?) Albo dawały mi rady, jak się zachowywać, no dla nas, Polek, po prostu z księżyca wzięte. Były i są okropnie miłe, tylko problem polega na tym, że mamy ograniczony obszar konwersacji z obu stron. Ze względów wyżej wspomnianych, z powodu kodu kulturowego.

Ok, stop z tym tematem. Wg mnie przyjaciółkowa przyjaźń Polka-Rosjanka nie istnieje.

Ale… wiem, że jak będę w biedzie, jak będzie wojna itp. gdziekolwiek się znajdę, wiem, że wtedy na pewno rosyjscy Przyjaciele mi pomogą i ja Im. Nawet ci w Republice Komi. O teściach nie wspominając. Tyle i bardzo dużo.

Jeszcze o przyjaźniach polonijnych. Byłam i w sumie jestem źle nastawiona do środowiska Polaków na emigracji, bo to takie piekiełko zawistnych ludzi. Jednak okazuje się, że nie do końca tak jest. W Moskwie poznałam kilka bardzo wartościowych osób, no jak zacznę teraz wymieniać, żeby się ktoś nie obraził. Na pierwszym miejscu Malwina, Ania, Monia, Ewa, Agata… Bardzo fajne towarzystwo. Postrzegam bardzo pozytywnie Polonię w Rosji, w Moskwie, i w Petersburgu. Jest Klub Polek w Rosji, regularne spotkania, wzajemne wspieranie.

Cóż, teraz jestem w Polsce i staram się wejść w stare i nowe przyjaźnie. Bo przyjaźnie trzeba pielęgnować. Staram się, chociaż nie zawsze mi to wychodzi. Ale Przyjaciele zrozumieją. Mam nadzieję.

у мудреца спросили...

у мудреца спросили…

 

 

 


Dziwaczne rosyjskie wioski i miasteczka

$
0
0

Planowałam napisać dziś post na temat Nieśmiertelnego Pułku i obchodów Dnia Zwycięstwa w Rosji. Choć unikam polityki na blogu, uzbierało się trochę emocji na ten temat i bardzo interesujące spostrzeżenia rosyjskich przyjaciół. Uznałam jednak ten temat za zbyt poważny na piątek 13-tego, zwłaszcza, że w kolejce czeka wiele innych interesujących wątków.

Żeby nie było, że taką wielką autocenzurę stosuję. Siedzę właśnie w moim mieszkanku w północnym Krakowie, dziecko sąsiadów coraz lepiej ćwiczy na fortepianie temat z serialu Czas honoru (dlatego jestem w stanie to znieść), włosy mam jeszcze mokre po szaleństwach na zumbie. Koledzy i koleżanki z pracy pewnie są jeszcze bardziej mokrzy, bo wg moich obliczeń powinni już dobiegać do mety na Błoniach w krakowskim biegu nocnym, a za oknem coraz bardziej pada. Trzymam za nich kciuki, pobiegnę następnym razem. Wspomnę jeszcze, że trochę cierpię z powodu nagłej śmierci Marii Czubaszek. Moja Mama twierdzi, że Maria sobie pomogła w odejściu, nie mogąc znieść tego, co się dzieje…

W środę miałam sądny dzień. Dużo zadań i egzamin z niemieckiego w Empiku. Postanowiłam pojechać wcześniej do biura i już o 7.50 dumnie wjeżdżałam do Dobczyc. Przyznaję, że mam przepiękną drogę do aktualnej, lubianej pracy; sama sobie metodą prób i błędów wytyczyłam trasę przez podkrakowskie wioski. Codziennie mam okazję oglądać miliony majowych bzów, które są bardzo podobne, ale jednocześnie inne niż moskiewska sirień, a największą nagrodę estetyczną stanowi zawsze jezioro dobczyckie, nieskażone komercją jak chociażby Kryspinów. W tę środę jednak mój udany wczesny wjazd zaburzyła nagle myśl gdzie jest notebook? Stało się. Zostawiłam służbowy komputer w domu. Natychmiast zawróciłam, żeby utknąć w korkach na wszelkich wjazdach do Krakowa. Ostatecznie dojechałam do pracy na 10, a do domu wróciłam ok. 22 w nastroju filozoficznym. Bo w Moskwie w okresie drugim, kiedy przeprowadziłam się do Marino na Jugo-Zapadzie, powrót o takiej porze był czymś powszednim, a widoki po drodze zdecydowanie gorszej jakości.

mam teraz taki widok co dzień

mam teraz taki widok co dzień

Do Marino wjeżdża się przez miasto Moskowskij, o którego istnieniu wielu moskwian nie ma pojęcia. To niewielkie miasto-sypialnia jest osobliwe nie tylko ze względu na nazwę (ciężko tam dojechać z pomocą nawigacji, trzeba bardzo uważnie wbić kod pocztowy), ale i na ciekawe podziały administracyjne. Część Moskowskiego należy bowiem do miasta-gieroja Moskwy, a część jest Podmoskowiem (Moskowskij Grad lub na odwrót, nie pamiętam). Od tego podziału zależy wiele, czynsze, wymiar podatków, nawet, zdaje się, emerytury. No i godziny obowiązywania suchego zakona czyli sprzedawania alkoholu (w Moskwie do 23, a na prowincji – do 21). Osiedle w wiosce Marino nosi nazwę Rutaun czyli RU-town, co odpowiada aktualnym trendom w nazwach dla nowych rosyjskich osiedli (głównie z angielskiego, ale zdarzają się też Szanzelize). Bo pluć na Europę to jedno, ale mieszkać na osiedlu o europejskiej nazwie to drugie i to jest modne. Można tam mieszkać w blokach, a można w taunhausach (town-house). Naprzeciwko mnie powstało osiedle pod nazwą czysto niemiecką, podzielone na mikroosiedla nazwane odpowiednikami regionów Niemiec, np. Westfalia czy Brandenburgia. Wszystko w cyrylicy.

Tu mieszkałam w Rutaunie

Tu mieszkałam w Rutaunie

Bogu dzięki, Rosjanie podchodzą do tej mody z ironicznym dystansem i nawet swoje rodzime nazwy odpowiednio przerabiają dla bon-motów. Na przykład w wiosce Diesna powstał park rozrywkowy. Czyli czysty Diesnaland!

Oprócz tych prześmiewczych tęsknot do Europy istnieje wiele miejscowości o nazwach tak cudacznych lub tak cudnych, że nie do uwierzenia; jak to zresztą i w Polsce bywa. Niestety do większości z nich nie dotarłam osobiście. A czy nie ciekawie byłoby odwiedzić Duże i Małe Kotki nad Wołgą? Podobno caryca Katarzyna zgubiła w tych okolicach swojego ulubionego kota o imieniu sir Thomas Anderson (sic)… i stąd miano.

 W obłaści Niżnogorodskiej leży Wielkie Muraszkino. No wiecie, co to są muraszki, prawda? Jak was mrówki przechodzą na wieść lub widok czegoś. Czyli już wiadomo, o co chodzi. A to dreszczowe miasteczko bierze swój rodowód z 14-tego wieku i dawniej miało o wiele ważniejszy status. Nazwa faktycznie ma związek ze straszną legendą. Kniaź – nomen-omen – Murasz – postanowił, że pierwsi goście na miejscu nowej budowli zostaną złożeni w ofierze dla przyszłej szczęśliwości Muraszkina. Podszedł byk i młoda dziewczyna. Oboje zostali zakopani pod główną basztą. Po prostu mrówki (muraszki) po ciele przechodzą.

A w surowej Obłaści Murmańskiej znajdziemy wioskę gorącą – Afrikandę.

 

 

Podobno któregoś razu (a było to zaledwie 100 lat temu) panował taki upał, niezwyczajny dla tego północnego regionu, że jeden Rosjanin powiedział drugiemu: Afryka, co? A kolega odpowiedział: Nu… da. I tak powstała Afrikanda.

Witamy w zaśnieżonej Afrikandzie

Witamy w zaśnieżonej Afrikandzie

I tak mogę jeszcze długo, ale zasady blogowania podpowiadają mi, że macie na dziś dosyć. Kontynuować więc będę innym razem. A może sami podpowiecie mi ciekawostki w tym temacie?

 

Robotnicze śniadanie – a propos postu o przyjaźni

$
0
0

Wysokie Obcasy napisały do mnie, że chcą udostępnić post o przyjaźni. Czemu nie? W końcu był to projekt Klubu Polki na Obczyźnie, który Obcasy odbijają w cyklu Polki bez Granic.

Post ukazał się mocno okrojony, gdybym go znalazła jako czytelniczka, stwierdziłabym, że jest dość lakoniczny i uogólniający. Myślą przewodnią było: Nie można zaprzyjaźnić się z Rosjanką. Okraszone pocztowym znaczkiem z Kazania (ciekawy dobór), przedstawiającym krwiożerczego czarnego ptaka. Nie podejrzewam Wysokich Obcasów o stronniczość lub antystronniczość odnośnie Rosji (sic). Ot, prawa edycji publicznego postu. Przyznaję również, że jeśli ktoś nie czytał innych moich artykułów, to tamten nie jest reprezentatywny, ze względu na autocenzurę dotyczącą wątków osobistych. Może więc nie trzeba było się zgadzać na wyjście w świat?

Komentarze do tej publikacji są druzgoczące. I pełne nienawiści do mnie :) Nie przejęłam się na szczęście nimi osobiście, bo wiem, co napisałam i wiem, co myślę o Rosjanach i Rosji. Rosji, którą kocham nie tylko dlatego, że mieszka w niej miłość mojego życia.

Pierwszy raz spotkałam się z hejtem internetowym, ale tyle o nim czytałam, że spodziewałam się. Chociaż nie aż tyle i nie aż takiego. Takich bezsensownych komentarzy na zasadzie, żeby się pokazać, było najwięcej. W kolejnej grupie dziewczyny (bo to chyba bezinteresownie nie lubiące innych dziewczyny były) stwierdzały, że jestem osobą ograniczoną, skoro nie potrafię się zaprzyjaźnić z inną nacją. Bo one by potrafiły z każdym. A najbardziej rozbawił mnie komentarz jednej pani, która zawyrokowała, że najpewniej nigdy w Rosji nie byłam. Szkoda, że sama nie podała, kiedy była ona. Pocieszyły mnie mniejszościowe słowa obrony z kilku stron, w tym chyba od Rosjanki… Dziękuję.

A propos życia mediowego i jego prawdziwości. Jest taki znany eksponat, często publikowany na zdjęciach. Nazywa się „Robotnicze śniadanie„. Biednie ono wygląda, prawda? Ten śledzi kręgosłup… niedokończony pet… a na jajku siadła mucha.

zatrwak proletraskich

 

«Robotnicze śniadanie» zostało wykonane w pracowni Karla Faberge w 1905 roku.

Kieliszek z wódką został wykonany z kryształu,

cegła – z jaspisu,

żółtko jajka – z bursztynu,

ryba – ze srebra,

zgaszony papieros – ze srebra i kwarcu.

Białko jajka zostało pokryte emalią.

Mucha i urywek gazety są srebrne. Gazeta to „Wiadomości Władz Miejskich Skt. Petersburga” z 18.10.1905 roku z tekstem manifestu ” O udoskonaleniu porządku państwowego”, podpisanym przez cara Mikołaja II.

Wartość – 1.100.000 dolarów.

Wartości mojego posta o przyjaźni ocenić się nie da, bo jest on osobisty.

 

Kettlebell rodem z ZSRR

$
0
0

Klub Polek założył grupę Zdrowa Polka na Obczyźnie. Wszystkich ogarnęła gorączka bycia fit i zdrowego odżywiania się. I to od ładnych paru lat, z nasileniem wiosennym. Równolegle z otwarciem grupy, w której posty wyrastają jak grzyby po deszczu, moja bratanica (no bo tak chyba mówi się na córkę kuzyna, zwłaszcza ukochanego) ogłosiła zrzucenie 17 kilo (na dziś już 21). Też wyjechała za granicę, do Austrii za mężem, w Polsce zostawiła pracę, w Austrii podjadała precle i zapijała pysznym piwkiem, no i stało się… To znaczy tak to sobie wyobrażam, bo od dawna nie rozmawiałyśmy na priv. Teraz jednak muszę jej dać spokój, bo znalazła się w blasku fleszy za sprawą swojej przemiany. Od września ćwiczy z Chodakowską i właśnie została słodko (nomen-omen) nagrodzona.

Już 07.06.2016 w polskich kioskach Ruchu :)

Już 07.06.2016 w polskich kioskach Ruchu :)

Moja Asia to ta piękna blondynka z lewej. Ma 34 lata i dwoje dzieci.

Asia - naprawdę szacun!

Asia – naprawdę szacun!

Ja też, jak zapewne wiecie, ćwiczę od lat, chociaż nie chudnę, a już na pewno nie 17 kilo. Koleżanka mi powiedziała ostatnio, żeby się nie przejmować, tylko przeczytać swój PESEL i wszystko stanie się jasne. No tak… Chociaż wyglądam teraz o niebo lepiej niż w Moskwie, a to za sprawą mojej trenerki z Białorusi, Wiktorii. Do zumby dołączyłam treningi siłowe, a jak się uda (bo obłożenie jest duże), to w sobotę rano wskakuję na rower w basenie czyli aqua-cycling.

Wiktoria każe mi sporo ćwiczyć z kettlami i zawsze uważa, że dźwigam za mało. W sumie to polubiłam te kettle. Kiedyś Karolina Johansson ze Szwecji (tu wstawię link do jej bloga, jak go odszukam…) przedstawiła w grupie swój imponujący plan treningowy i w nim: Russian twist. – Co za Russian twist? – pomyślałam – i dlaczego koleżanka ze Szwecji wie, a ja nie. Okazuje się, że to skręcone brzuszki z odważnikiem lub z kettlami właśnie. Nieraz robiłam to ćwiczenie. Spytałam Wiktorii. – Oczywiście, to ty nie wiesz, że kettle właśnie Rosjanie wynaleźli? Jest jeszcze Russian swing – przysiad z wyrzutem kettla przy podniesieniu się. A Amerykanie podnoszą kettle wyżej i nazywają to American swing, zazdrośnicy.

Wiecie , co to są kettle? To takie odważniki, bardzo modne, zamiast zwykłych ciężarków.

Kettle czyli giria

Kettle czyli giria

Ja z kettlami

Ja z kettlami

I faktycznie, zaczęłam szukać i z niejaką dumą dowiedziałam się, że kettle wynaleźli Rosjanie jeszcze na początku XVIII wieku! Ich rosyjska nazwa to giria. Girie pierwotnie używane były jako narzędzie do ważenia zboża (a nie kule armatnie, choć i takie wyjaśnienie znalazłam). Cytuję za Historia kettlebell: „Stopniowo zaczęto używać ich do pokazów siły podczas różnego rodzaju jarmarków oraz festiwali. Bardzo szybko zauważono pozytywne efekty, jakie daje trening z odważnikami, co spowodowało, iż ówcześni „siłacze” coraz częściej dołączali je do swoich programów estradowych. Około roku 1880 trening z odważnikami sportowymi został przedstawiony w kręgach rosyjskich atletów. W 1885 roku w Sankt Petersburgu została otwarta pierwsza w Rosji sala do podnoszenia ciężarów (10 sierpień 1885 – jest to data uważana za początek „podnoszenia ciężarów” w Rosji). Treningi odbywały się trzy razy w tygodniu pod okiem lekarzy, którzy bacznie obserwowali reakcje ludzkiego ciała na poszczególne ćwiczenia oraz różne obciążenia. W pierwszej połowie XX wieku przez zawirowania wojenne trening z odważnikami został niemal zapomniany na zachodzie Europy. Inaczej stało się w Związku Radzieckim, gdzie ćwiczyli nimi zarówno zwykli ludzie jak i olimpijscy sztangiści. Odważniki stały się również bardzo popularne w rosyjskim wojsku po drugiej wojnie światowej. Dzięki swojej mobilności oraz nieporównywalnej efektywności treningów z nimi, stały się niezastąpionym narzędziem rozwoju siły i wytrzymałości sowieckiej armii. Do dzisiejszego dnia kraje byłego bloku wschodniego używają odważników jako narzędzia, które eliminuje słabe punkty w przygotowaniu atletycznym sportowców.(…) Komunistyczny rząd szybko zdał sobie sprawę z pozytywnych efektów używania kettli i w 1981 roku specjalna komisja ogłosiła obowiązkowe treningi z odważnikami dla obywateli ZSRR, co miało na celu podniesienie ich produktywności oraz obniżenie kosztów opieki zdrowotnej. (…) W latach 90 odważnikami sportowymi trenowano praktycznie tylko w krajach byłego bloku wschodniego. Jednak na fali emigracji przywędrowały one do Stanów Zjednoczonych. Początkowo tylko jako narzędzie fitness, a od 2000 roku również jako sport. Z USA kettle ponownie przywędrowały do Europy zachodniej i tak historia zatoczyła koło.”

Czyli nie wszystko, co radzieckie, było takie złe ?… :)

Poza tym zachęcam Was do ruszania się i uprawiania wszelkiego rodzaju sportów. Za tydzień zaczynamy występy zumbowe dla ludności z okolic. Nasza grupa niedługo stanie się taką trochę Zumba-Gold. Ale dajemy radę!

 

Te rosyjskie obraźliwe słowa

$
0
0

Dawno nie byłam w Rosji (w lutym na Walentynki w Petersburgu) i coś mnie hamuje przed pisaniem. Takie to trochę oszukańcze – Polka w Rosji, ale przecież już zjechała. Jednak nadal zamierzam pisać, dopóki Rosja siedzi w mojej głowie i sercu. Przede mną rosyjski rozwód, czyli okazja do wizyty w Rosyjskiej Federacji. Być może opiszę. Tymczasem tyle tematów kłębi się w głowie i tyle tematów zapisuję… No to dzisiaj może o rosyjskich obraźliwych słowach. Ja sama wiele razy byłam nazywana „durą” i starałam się nie obrażać. Sprawdźmy, czy powinnam.
Кретин = Kretyn
Tak, wiele z tych słów jest identycznych jak polskie. Słowo kretyn pochodzi z francuskich Alp i w oryginale w ogóle nie było obraźliwe. Bo oznaczało… chrześcijanina. (fr. chretien). Dopóki nie zauważono, że rzadko wśród alpejskich kretynów spotyka się… nie kretynów. Ok, potem objaśniono to brakiem jodu i chorobami tarczycy. W pełni to też usprawiedliwia nazywanie mnie „duroj”, bo na niedoczynność tarczycy akurat cierpię.

Идиот= Idiota

To słowo ma greckie pochodzenie. I oznaczało po prostu indywidualnego człowieka. Ale te indywidua, które nie chciały brać udziału w życiu publicznym, zyskiwały miano „idiotes”, ludzi, zajmujących się tylko swoimi małymi sprawami. Zaczęto ich traktować jako ograniczonych.

Болван= Bałwan

To słowo również nie miało żadnych negatywnych konotacji i, podobnie jak w polskim, wzięło się od „bałwańskich” rzeźb pogańskich bogów. Słowo to ma tureckie pochodzenie.

Дурак – Durak

Miałam swoją rację, nie obrażając się. To słowo jeszcze w XV do XVII wieku było imieniem! Na przykład: Kniaź Igor Siemionowicz Durak Kiemskij albo Moskiewski Diuk Durak Miszurin. Od tego słowa wzięły początek również współczesne nazwiska: Durow, Durakow, Durnowo. Ale czemu teraz durak się kojarzy z durnym?…

Лох = Głupi

Słowo to w dawnej Rosji było popularne tylko na północy i oznaczało nie człowieka, a rybę. Rybka, szczególnie łosoś (лосось, семга) mężnie i z uporem płynie do celu, pokonując kamieniste progi. Kiedy już dotrze do celu, traci ostatnie siły – „obłochiwajetsia” (облоховивается). I daje się nieść z prądem. Wtedy łapią ją łatwo chytrzy rybacy.

Шваль = Hołota

Oznaczało padlinę końską… dla okupantów.

Шантрапа = Szantrapa :)

Och jak ja lubię to słowo i nijak nie mogę je przetłumaczyć. To podobno od francuskiego „Chatra pas” (niezdolny śpiewać). No ale my, kobiety, wiemy, kto to są szantrapy… Niczego nie umieją, a rwą się wyrywać naszych facetów.

Подлец = Podlec po prostu

I dochodzimy do czysto polskiego słowa, oznaczającego… prostego, nieznanego człowieka. Czyli nie szlachtę.

Шельма = Szelma

A to słowo jest bardzo ciekawe, już zapomniane w naszym języku. Pochodzi z niemieckiego schelmen „oszukaniec”. Używano, kiedy ktoś podawał się za kogoś innego.

Мымра – nie mam odpowiednika! pamiętam, że to słowo pada w „Służebnom romanie”

Czy ja dobrze pamiętam, że ta sztywna szefowa była nazywana mymrą?

A i po prawdzie to słowo z Republiki Komi. I oznacza kogoś, kto siedzi w domu i go nie wyciągnąć na żadną imprezę. Taki nudny gość albo nudna babka. Jak ja. Co tylko siedzi i czyta, i pisze. No dobra, ja jeszcze ćwiczę.

Oczywiście to nie koniec tych słów, których się nauczyłam i których pochodzenie musiałam sprawdzić dla Was i dla siebie. Na dziś jednak kończę. Muszę przetrawić znaczenie niektórych :)

P.S. Zdjęcie z daczy u Sani, rok temu, eh…

Brexit z Markiem Chagallem

$
0
0

W kwietniu kupiłam bilet Ryanair. Nie do Moskwy, bo te linie tam niestety nie latają, ale do … Londynu. Chciałam odwiedzić dobrą koleżankę z liceum (właściwie to dobre stałyśmy się później, tak to nieraz bywa), a przy okazji zobaczyć stary Londyn, co się zmieniło, a co nie. Zupełnie przypadkowo wybrałam datę referendum na temat Brexit, czyli wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii. Koleżanka wiedziała, ale obawiała się powiedzieć. Właściwie czemu, to nie wiem… Ja popieram wszelkie dążenia narodowe – nie mylić z nacjonalistycznymi, choć werbalnie to niby to samo. Ale pomyślcie sami, gdyby do Polski zjeżdżali się ludzie niewiadomego autoramentu po to tylko, żeby zapisać się na zasiłek dla bezrobotnych, to co byście zrobili? I gdyby Polska nie miała możliwości odpowiednio zmienić swoich socjalnych zapisów w tym względzie. Dla mnie więc wylot 23.06.2016 nie miał żadnej symboliki. A że w UK jest wielu imigrantów z Polski? No i super. Mamy ten szlak przetarty od kilkudziesięciu lat. Kto jest dobry i ma dobry powód i chce zostać, nie widzę przeszkód. Poza tym – to tylko referendum. Znając flegmatyzm Anglików i biurokrację unijną, formalne wyjście potrwa kilka lat i nie wiadomo z jakim skutkiem.

Samotny unijny rycerz

Samotny unijny rycerz

brexitr

Brexit

Żądni sensacji dziennikarze z TVN24 nie mieli czego filmować....

Żądni sensacji dziennikarze z TVN24 nie mieli czego filmować….

Moja koleżanka Ania, aktualny adres Farnborough, miejsce narodzin brytyjskiej awiacji (jak głosi poster powitalny), obawia się Brexitu. Wg mnie zupełnie niesłusznie, bo jest rewelacyjnym, wybitnym architektem, z dyplomem członka jakiegoś brytyjskiego królewskiego związku (Ania jest niesamowita, bo nie pochwaliła się tym sukcesem na fb, tylko w swojej sypialni).

Stacja Waterloo

Stacja Waterloo

Dzień referendum spędziłam głównie na dojeździe do Farnborough. Za tani lot powrotny z Krakowa do Stansted zapłaciłam 250zł, plus 19, 5 funta za dojazd autobusem National Express do stacji Waterloo (też powrotny). Autobus z nazwą Express spóźnił się ok. godziny z powodu powodzi (lało trochę dzień wcześniej). Przynajmniej ponarzekałam z rodakami w kolejce, to bardzo nas łączy. W końcu dotarłam do pięknej stacji Waterloo i … zdębiałam. Byłam w Londynie kilka razy służbowo (i jako nastolatka na wymianie młodzieży), ale nigdy nie jechałam koleją za miasto. Nie dość, że za bilet policzono mi 31 funtów, to okazało się, że nie ma rozkładu jazdy, tylko trzeba czatować przed tablicą świetlną i w razie czego biec do peronu. Klęłam trochę, ale już mi syn wytłumaczył, że to świetny podobno system, bo nigdy pociągi nie stoją, tylko podjeżdżają na pierwszy wolny tor. OK.

farnborough

Pociąg zapełniony po brzegi, głównie dojeżdżającymi białymi kołnierzykami. Ładna (to nie jest zwyczajowe) Angielka zaczęła popychać mnie kolanem w stronę 1-szej klasy. – Ale ja mam bilet na drugą! – popatrzyła z wyrozumiałością. – Jakby coś, to ja wytłumaczę. Musimy tam usiąść, nikt nie będzie sprawdzał. I tak było.

Potem przekonałam się, że Anglikom w głowie raczej nie stoi, że ktoś na gapę wsiadł. Kontroli nie było, a bramki na dworzec zamykały się około pół godziny przed pociągiem. Można więc było przyjść godzinę wcześniej i spróbować na gapę.

W Farnborough

W angielskim miasteczku

20160624_154223

I w Londynie

 

Farnborough okazało się wcale nie urokliwą, ale pragmatycznie rozwiązaną z punktu widzenia logistyki miejscowością. – Małe to jest, jakieś 80 tys. mieszkańców – powiedziała Ania. Ale dla mnie najistotniejsze było, że Ania ma 5 min. piechotą do pracy, 1 min. do fitness centrum, 10 min. do supermarketów i 50 min. do Londynu z 30% zniżką. Bajka, prawda? Mówiłabym to z pełnym przekonaniem, gdybym nie znała uroków samotności na obczyźnie. Długo mieszkałam w centrum Moskwy, 5 min. autem do pracy i fitness klub pod nosem. A samotność ta sama.

W tym momencie dawno już zdziwiliście się, czemu piszę o Londynie, a nie Moskwie czy Pskowie. Będzie i rosyjski akcent, tylko poczekajcie.

 

Wizyta "w" Pałacu Buckingham - obowiązkowa

Wizyta „w” Pałacu Buckingham – obowiązkowa

20160624_134057

20160624_135258

O proszę – pelikany od rosyjskiego ambasadora

20160624_140127

 

20160624_135235

Nadchodzi dzień drugi, piątek. Jedziemy do stolicy. Bilet 13 funtów – niezła różnica.Mam kartę Oyster od koleżanki z pracy. Bez tej karty metrem nie jedźcie! Idziemy do Tate Modern Gallery, zaliczając całkiem nowo powstałe modne rejony nad Tamizą. Na samej górze galerii jest kafejka z cudownym widokiem, wszyscy tam siedzą rzędem jak za barem. Chwytamy dwa ostatnie miejsca, Anka idzie po herbatę. Tymczasem w moją stronę obraca się jakaś blondynka …. i widzę Mirę. Faktycznie pisała na FB, że też leci. Ale że spotkać się w taki sposób w 10-milionowym mieście? To tylko my, Polacy, umiemy :)

Mira, Ania i ja

Nieoczekiwane spotkanie w Londynie

Mamy zaplanowaną wycieczkę do Winchester, starodawnej stolicy Anglii. A tam, jakby czas się zatrzymał. Katedra z XII wieku zatrzymała nas na długo, gdzieś w niej pochowano Jane Austen. Oprowadza nas taki prawdziwy Angol z zacięciem do historii. Ania mówi, że pewnie były wykładowca Oksfordu i na to wygląda. Jakoś tak w związku z Brexitem czuję się zobowiązana powiedzieć mu, że przybyłam turystycznie. A on na to : Wiem.

Niesamowity ołtarz w katedrze w Winchesterze

Niesamowity ołtarz w katedrze w Winchesterze

Ikony w katedrze

Ikony w katedrze

zabl

Winchester

Winchester

Winchester

Zmienna angielska pogoda

Zmienna angielska pogoda

W tej katedrze pochowano Jane Austen

W tej katedrze pochowano Jane Austen

 

I gdzie ten właściwy rosyjski akcent? Otóż moja niezrównana koleżanka wymyśliła dla mnie niespodziankę. Spektakl w Shakespeare Theatre: Flying lovers of Vitebsk.

20160624_190535

I faktycznie latał Mark Chagall ze swoją ukochaną Bellą w zabitej po brzegi sali londyńskiego teatru. Recytowali i śpiewali po rosyjsku z angielskim akcentem, ale było to takie wdzięczne, że aż nie chciało się robić uwag. Mark Chagall – optymista, który uważał, że wszyscy jesteśmy gośćmi na ziemi, i właśnie dlatego powinniśmy czerpać z życia jak najwięcej. Powiecie, że to malarz żydowski, francuski albo białoruski. Żydowski na pewno, ale też rosyjski. Witebsk wtedy był częścią Imperium Rosyjskiego, a potem ZSRR. Po skończeniu szkoły w Witebsku Mark wyjechał do Skt. Petersburga uczyć się w wyższej szkole artystycznej (miał wtedy 20 lat i tylko 27 rubli w kieszeni). Podobno komisję tak poraziły jego prace, że został przyjęty od razu na 3-ci kurs.

do-pereezda-v-Parizh

Mark i Bella

Miał też Chagall romans z bolszewikami i to całkiem intensywny. W 1918 roku został komisarzem ds. sztuki witebskiej guberni, potem próbował jeszcze swoich sił w Moskwie, by w 1922 wyjechać do Paryża i zostać. Razem z ukochaną Bellą. Bella, również pochodząca z Witebska, skończyła uniwersytet moskiewski. Po spotkaniu z Markiem, podczas wakacji w rodzinnej miejscowości, pisała tak: Boję się podnieść oczy i napotkać jego wzrok. Jego oczy są zielonkawko-szare, koloru nieba i wody. Płynę w nich jak w rzece. On z kolei doświadczał z nią uczucia latania. Po nagłej śmierci Belli w 1944 roku, Mark nie brał pędzla do ręki prawie przez rok….

Do tej pory jeszcze myślę o tej sztuce. I o tej miłości.

 

This is England...

This is England…

... and this

… and this

...and this

…and this

...and obviously this.

…and obviously this.

Nasze obowiązkowe fish&chips

Nasze obowiązkowe fish&chips

Viewing all 95 articles
Browse latest View live